Nic nie zyskał, wiele stracił, zwłaszcza w Europie i NATO. Straciła Polska. Za to opozycja otrzymała wyrazisty symbol, który ją jednoczy, bo programu wciąż brakuje.

Ale Jarosława Kaczyńskiego czeka wyzwanie ważniejsze, które zadecyduje o wyniku wyborów, jakie nadejdą w 2019 roku. Przyjęte z entuzjazmem 500+ to za mało, by zbudować długofalowe poparcie – tym bardziej że opozycja bez skrupułów zalicytuje wyżej.

Wymiana kadr w spółkach Skarbu Państwa i administracji rządowej to dopiero początek. Szefowie i pomniejsze urzędasy są posłuszni nowej władzy, ale nie tworzą dostatecznej masy wyborców zatroskanych o ocalenie świeżo i nie całkiem przyzwoicie pozyskanych stołków.

Olbrzymią liczbę posad, wprawdzie nie najbardziej lukratywnych, ale jako tako pewnych, mają dopiero samorządy i tu Prezes wymierzy kolejny cios. Jego partia nigdy nie okazała się zwycięzcą wyborów lokalnych, wyjąwszy tradycyjne mateczniki PiS na południowym wschodzie. Począwszy od wielkich miast, aż po odległą prowincję funkcjonują niechętne tej partii układy urzędnicze i biznesowe. Rzesza ludzi z nimi związanych nie zawsze była lojalna wobec PO i PSL, czasem górę brało luzactwo i głosowanie na złość. Ale w 2018 roku, gdy poczują zagrożenie, staną murem przeciw PiS, zwłaszcza że rządzący mocno zużyją się do tego czasu, a wybory parlamentarne będą za pasem.

Dlatego Prezes nie darmo mówi o konieczności rozbicia „gminnych dyktatur". Samorządy trzeba opanować jak najszybciej, póki sondaże sprzyjają. Mało na to czasu, niewiele środków prawnych. Może nowy podział administracyjny? Może jakieś afery i zarządy komisaryczne? Nie wiem jak, ale musi zacząć jesienią tego roku, zakończyć w przyszłym i rozegrać sprytniej niż kiedykolwiek. Inaczej przegra w roku 2019.