Andrzej Malinowski: Podatek od pierdzenia i inne

Ogłoszenie! Ministerstwo Finansów poszukuje ekspertów, którzy będą... wymyślać nowe podatki. Do ich obowiązków ma należeć „tworzenie i opiniowanie projektów przepisów prawa podatkowego". Pracownicy muszą także przejawiać „własną inicjatywę".

Publikacja: 07.03.2021 21:00

Andrzej Malinowski: Podatek od pierdzenia i inne

Foto: Adobe Stock

Czy faktycznie potrzeba nam takich urzędników? Czy nie wystarczy się rozejrzeć i sięgnąć do rozwiązań już istniejących i sprawdzonych za granicą? Odrobina inwencji i budżet znowu będzie pełen!

Więc cóż, jak szaleć, to szaleć. Wprowadziliśmy estoński CIT, to i weźmy także daninę od – pardon my French – krowiego pierdzenia. Polska przecież jest krajem rolniczym, krów u nas wiele, puszczają one w atmosferę gazy, te zaś szkodzą środowisku. W ten sposób i ekolodzy będą zadowoleni, i parę groszy do budżetu wpadnie. Czy jednak podatkiem obłożyć wyłącznie poczciwe krasule? Z łatwością przecież można go rozszerzyć choćby na świnie. W tym przypadku potrzebna jednak jest dokładna definicja, co pod tym pojęciem się kryje. Może ona stworzyć pewne problemy w pracy czy wśród znajomych. No i warto z tej kategorii wyłączyć polityków. Jakieś ulgi im się przecież należą.

Ale idźmy dalej. W Szwecji posłanki zaproponowały wprowadzenie... podatku od mężczyzn. Proste: jesteś mężczyzną, to płać! Pozyskane w ten sposób pieniądze mają zostać przeznaczone na leczenie kobiet, na pomoc dla ofiar przemocy domowej itp. Polscy parlamentarzyści zaś śladem Rumunii mogliby zaproponować podatek od czarownic. Wszyscy jakieś znamy, więc dlaczego ich nie opodatkować? Dla rządzących dziś Polską protestujące na ulicach kobiety* spełniają przecież wszelkie definicje „wiedźm". Będą wpływy do budżetu, a może także święty spokój.

Interesujący może być podatek od... seksu. Obowiązuje on w niemieckich miastach, np. w Bonn i Kolonii. Co prawda dotyczy jedynie osób uprawiających najstarszy zawód świata, ale dlaczego nie rozszerzyć go na całą populację? Miałby zapewne świetną ściągalność! Ktoś przecież, kto nie chciałby go płacić, musiałby udowodnić, że nie ma nic wspólnego z seksem! Nikt nie przyznałby się do tego,

bo wstyd. Można nawet w ciemno założyć, że jeśli wysokość podatku byłaby zależna od częstotliwości kontaktów, to spora część populacji zapłaciłaby z własnej woli najwyższe stawki. Choćby po to, żeby sąsiedzi zazdrościli.

Mając podatek od mężczyzn i seksu, można się zastanowić nad podatkiem od życia. Płacono go w XIV wieku w Anglii. Dziś nigdzie nie istnieje. Warto więc do niego wrócić, bo za przywilej życia u nas w kraju, w tym „najlepszym z możliwych światów", jak mawiał słynny Wolterowski profesor Pangloss, warto zapłacić każde pieniądze.

Cóż nam jeszcze pozostało? Biorąc pod uwagę nasz klimat, można twórczo zmodernizować podatki istniejące w cieplejszych rejonach Europy. Na Balearach płaci się podatek od słońca, w Wenecji podatek od cienia. A gdyby połączyć te dwie opłaty w jedną? Nasza aura przecież zapewni nieustający dopływ do budżetu świeżej gotówki. Idzie wiosna – podatek od grillowania (jest taki w Walonii) to także wspaniałe źródło nowych środków do budżetu. Uzupełniłby on obowiązujące w naszym kraju opłaty od powietrza i deszczu.

Odradzałbym tylko podatek od wygranych meczów, podobny do tego, jaki istnieje w USA. Stan naszej piłki nożnej jest, jaki jest, więc na pieniądze z takiej daniny raczej bym nie liczył.

Nawet jednak bez zwycięskich meczów piłkarskich mamy co opodatkować. A więc do dzieła, nasz ukochany fiskusie!

*Najlepsze życzenia dla wszystkich Pań z okazji ich święta. Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Czy faktycznie potrzeba nam takich urzędników? Czy nie wystarczy się rozejrzeć i sięgnąć do rozwiązań już istniejących i sprawdzonych za granicą? Odrobina inwencji i budżet znowu będzie pełen!

Więc cóż, jak szaleć, to szaleć. Wprowadziliśmy estoński CIT, to i weźmy także daninę od – pardon my French – krowiego pierdzenia. Polska przecież jest krajem rolniczym, krów u nas wiele, puszczają one w atmosferę gazy, te zaś szkodzą środowisku. W ten sposób i ekolodzy będą zadowoleni, i parę groszy do budżetu wpadnie. Czy jednak podatkiem obłożyć wyłącznie poczciwe krasule? Z łatwością przecież można go rozszerzyć choćby na świnie. W tym przypadku potrzebna jednak jest dokładna definicja, co pod tym pojęciem się kryje. Może ona stworzyć pewne problemy w pracy czy wśród znajomych. No i warto z tej kategorii wyłączyć polityków. Jakieś ulgi im się przecież należą.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację