Oczywiście nowa posada Schrödera w Rosniefcie to trochę za dużo, nawet jak na standardy bardziej ugodowo nastawionych do Rosji polityków i biznesmenów. Nie ma się jednak co oszukiwać, zarówno liberalna FDP, nacjonalistyczna AfD, jak i część socjaldemokratycznej SDP opowiadają się za zbliżeniem z Rosją. Wschodząca gwiazda liberałów Christian Lindner przy sprzyjających wiatrach może zostać szefem niemieckiego MSZ. Mówi zaś o zniesieniu sankcji i akceptacji aneksji Krymu. Kanclerz Angela Merkel jest z liczących się polityków bodajże najmniej prorosyjska, nawet ona twierdzi jednak uparcie, że Nord Stream 2 to projekt czysto biznesowy.

To wszystko proste fakty, na które polskie elity mogą się zżymać do woli lub wyciągnąć z nich konkretnie wnioski i przestać liczyć tylko na „moralne zwycięstwa”. Jesteśmy wszak dość dużym krajem o coraz silniejszej gospodarce. Nasza wymiana handlowa z Niemcami jest większa niż niemiecki handel z Rosją, a PKB to już grubo ponad jedna trzecia PKB rosyjskiego. Tego wszystkiego jednak zupełnie nie widać w tym, jak lobbujemy za interesami naszego kraju.

Obecny rząd postanowił do tego „wstać z kolan”, co też, niestety, ma swoją cenę. Nie możemy już liczyć na taryfę ulgową czy historycznie uwarunkowane poczucie winy. Nie gramy w lidze juniorów, a ekstraklasa kosztuje. Należy więc wprost zapytać, ilu Polska ma w Berlinie sprawnych lobbystów. Ile polski rząd funduje stypendiów i grantów, zwłaszcza zagranicznym think tankom oraz przedstawicielom nauk ekonomicznych i społecznych? Jak działają kontakty naszego MSZ z zagranicznymi mediami? Wreszcie, czy przy całym naszym germanosceptycyzmie potrafilibyśmy sobie wyobrazić, że jakiś wpływowy były niemiecki polityk dostaje ciepłą posadkę, ot, na przykład, w KGHM? Szokujące? Witamy w świecie realnej polityki.

Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.