Najwyższa Izba Kontroli nie zostawiła suchej nitki na ustawie, która w 2019 r. zamroziła ceny prądu. Wprowadzenie tego mechanizmu wywołało już wtedy falę krytyki ekspertów i obawy o straty wśród firm energetycznych, które w zamian za utrzymanie rachunków dla klientów na poziomie z roku 2018, otrzymały od państwa rekompensaty.
Trzy firmy handlujące energią zgłosiły się do ministra właściwego do spraw energii z wezwaniem do zapłaty odszkodowania z tego tytułu. Łączna wysokość odszkodowań, o które ubiegają się firmy, wynosi ok. 87,7 mln zł. Miażdżący raport NIK na temat sposobu tworzenia mechanizmu zamrożenia cen może wywołać falę kolejnych roszczeń.
Pisanie na kolanie
„Ustawa, która w ocenie NIK miała spełnić obietnice rządu o braku wzrostu cen energii, została przygotowana w pośpiechu. W konsekwencji jej przygotowanie było niezgodne z zasadami legislacji, bez konsultacji z podmiotami podlegającymi regulacji ustawy, z niekompletną oceną skutków ustawy. Nie uzyskano też wymaganych opinii zgodności z unijnymi prawem" – ocenili kontrolerzy NIK. – Choć stabilizacja cen miała obowiązywać tylko w 2019 r., ustawa była w tym czasie czterokrotnie nowelizowana, w tym dwukrotnie ze względu na naruszenie przepisów UE. Po wygaśnięciu ustawy, czyli po 1 stycznia 2020 r., ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych wzrosły o prawie 20 proc." – czytamy w raporcie NIK. Inspektorzy jako nierzetelne ocenili nieprowadzenie w latach 2016–2020 przez odpowiednie ministerstwo cyklicznych analiz rynku energii.
Jak donosi NIK, samo wdrożenie ustawy kosztowało 24 mln zł. Do tego nakłady finansowe poniesione przez trzy spółki obrotu energią sięgnęły blisko 47 mln zł, a na wypłatę rekompensat sprzedawcom prądu popłynęło aż 4,5 mld zł.