Kształcenie na dobrym poziomie ma być bardziej opłacalne, a pieniądze dla uczelni akademickich i zawodowych będą rozdzielane w inny sposób. Opracowano dla nich oddzielne algorytmy. Zmiany przewidziano w projekcie rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie podziału dotacji z budżetu państwa dla uczelni publicznych i niepublicznych.
Bez tłumów na wykładach
Na uczelniach akademickich pojawi się nowy wskaźnik jakości dydaktycznej. Będzie on zależał od liczby studentów i doktorantów studiów stacjonarnych i niestacjonarnych przypadających na jednego nauczyciela akademickiego. Na uczelniach nadzorowanych przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego najbardziej będzie się opłacało, żeby na jednego wykładowcę przypadało 12 słuchaczy. Liczba ta będzie mogła być mniejsza lub większa o jeden. Większe odchylenie od wyznaczonej normy będzie skutkowało spadkiem dotacji. Dla uczelni artystycznych na jednego nauczyciela powinno przypadać 4,5 studenta, a na uczelni medycznej 6. Jednocześnie wysokość dotacji będzie wciąż zależna od liczby studentów. Zwiększono nawet wagę składnika studencko-akademickiego, by uczelnie przyjmujące w swoje mury najwięcej osób nie zostały pokrzywdzone.
– Obniżanie dotacji wraz ze spadkiem liczby studentów przypadających na jednego wykładowcę poniżej 11 oceniam negatywnie. Nie można karać za elitarność i utrzymywanie relacji mistrz–uczeń. Zbyt masowe kształcenie powinno jednak powodować negatywne konsekwencje finansowe dla uczelni – ocenia prof. Łukasz Niesiołowski-Spano z ruchu Obywatele Nauki.
Inni nie widzą w takim ukształtowaniu wskaźnika nic dziwnego.
– Obniżanie dotacji wraz ze spadkiem liczby studentów poniżej 11 jest zapewne podyktowane czynnikami ekonomicznymi – mówi prof. Jerzy Pisuliński, dziekan Wydziału Prawa i Administracji UJ.