Kilka dni temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) miała ogłosić, że na wschodzie Konga udało się pokonać ebolę. Teraz poinformowano jednak o nowym ognisku zapalnym. Sześć przypadków potwierdzono w mieście Mbandaka, stolicy Prowincji Równikowej, w której nigdy wcześniej nie było eboli. Cztery osoby zmarły.

Władze Demokratycznej Republiki Konga o pomoc w powstrzymaniu kolejnej epidemii poprosiły wspólnotę międzynarodową. Podczas ostatniej epidemii zmarło ponad 2400 osób. Walka z chorobą jest niezwykle trudna ze względu na brak bezpieczeństwa, biedę czy inne choroby. Nowa szczepionka pomogła jednak ustabilizować sytuację. 

- Nowe ognisko zapalne, tym razem na zachodzie kraju, budzi poważne zaniepokojenie tym bardziej, że Kongijczycy muszą stawić czoło nie tylko epidemii koronawirusa, ale i odry, która zabiła ponad 6 tysięcy osób, głównie dzieci - powiedział w rozmowie z Radiem Watykański dyrektor pracującego w Kongu stowarzyszenia "Lekarze dla Afryki” Dante Carraro.

Jak podkreślił lekarz misyjny, w kraju nie działa system opieki medycznej. - Rocznie przekazuje się tam pro capite jedynie 15 dolarów na rozwój służby zdrowia. Naszym zadaniem jest więc wsparcie niedziałającego systemu, a zarazem szybkie wprowadzenie obostrzeń epidemicznych, które ograniczą zasięg epidemii - powiedział. - Bardzo ważna jest izolacja zakażonych i znalezienie wszystkich osób, z którymi byli w kontakcie, by mogły przejść kwarantannę. To niby proste, ale wyegzekwowanie tego w Kongu jest bardzo trudne. Musimy jednak uczynić wszystko, by się to udało, ponieważ w przeciwnym wypadku ebola może wymknąć się spod kontroli i wywołać kolejną tragedię - dodał.

Największa w historii epidemia wirusa Ebola miała miejsce w latach 2014-2016 w zachodniej Afryce. Wówczas zmarło 11310 spośród 28616 chorych. Wirus ten ma bardzo wysoki wskaźnik śmiertelności. Zarażenie się nią jest jednak trudniejsze niż koronawirusem lub odrą.