Mianem cudu gospodarczego prezes NBP Adam Glapiński określał połączenie szybkiego wzrostu PKB z brakiem typowych dla tego zjawiska napięć, takich jak podwyższona inflacja. Ten nietypowy splot okoliczności utrzymywał się w Polsce przez dwa ostatnie lata. W tym roku, jeśli wierzyć 35 uczestnikom konkursu „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego, czeka nas powrót do normalności.
Czytaj także: Uszczelnienie przyniosło państwu prawie 52 mld zł
Normalizacja
Po tym, gdy w piątek GUS opublikował serię danych dotyczących koniunktury w polskiej gospodarce w grudniu, ekonomiści szacują, że wzrost PKB w IV kwartale ub.r. zwolnił do 4,5–4,8 proc. rok do roku. Wcześniej przez pięć z rzędu kwartałów utrzymywał się na poziomie co najmniej 5 proc. rok do roku. Tak dobrej passy gospodarka nie miała od dekady. Poprzednią, z lat 2006–2008, przerwał światowy kryzys. Polska uniknęła wprawdzie recesji, ale na przełomie 2008 i 2009 r. tempo wzrostu spadło przejściowo do ok. 2 proc. rok do roku.
Takiego finału boomu z ostatnich lat nikt nie zakłada. Uczestnicy konkursu przeciętnie przewidują, że wzrost PKB będzie stopniowo zwalniał z 4,1 proc. rok do roku w I kwartale 2019 r. do 3,4 proc. w IV kwartale. To oznacza, że w całym roku gospodarka powiększy się o około 3,6–3,8 proc. „W świetle naszej prognozy wzrost PKB w Polsce wyniesie w 2019 r. 3,7 proc. i pozostanie mocniejszy od potencjalnego (tzn. możliwego do osiągnięcia w dłuższym terminie przy pełnym wykorzystaniu czynników produkcji – red.) i szybszy niż w większości innych gospodarek regionu" – napisali w komentarzu do swoich przewidywań ekonomiści PKO BP.