Na 60 dni przed wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii ciągle nie wiadomo, jak przebiegnie rozwód. W Izbie Gmin odbyła się we wtorek po południu debata, w trakcie której głosowano nad poprawkami deputowanych mogącymi zdecydować o losach negocjacji z UE. Wieczorem niższa izba brytyjskiego parlamentu zagłosowała za propozycją wysuniętą przez Grahama Brady'ego, zawierającą zgodę na zastąpienie północnoirlandzkiego backstopu "alternatywnymi rozwiązaniami" - propozycja ta zyskała poparcie 317 parlamentarzystów przy 301 głosach przeciw.
Sama Theresa May zapowiedziała, że chce otwarcia wynegocjowanego już porozumienia, co jest rozpaczliwą próbą ratowania jedności Partii Konserwatywnej po upokarzającej dla niej przegranej z 15 stycznia.
Pomysł wzięty z testamentu
Wtedy większość Izby Gmin, w tym część torysów, wypowiedziała się przeciw porozumieniu wynegocjowanemu przez rząd z UE. – Nie wystarczy wymiana listów, potrzebujemy prawnie wiążącej zmiany traktatu o wyjściu z UE – powiedziała premier.
Bruksela na pewno na taką propozycję nie przystanie. Słychać to zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie. Możliwe są natomiast zmiany w deklaracji politycznej, które dawałyby perspektywę bardziej ambitnych relacji w przyszłości, dzięki czemu wizja backstopu, czyli gwarancji dla Irlandii, nie byłaby tak bolesna.
O tym mówił tydzień temu Michel Barnier w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". Ale jak się nieoficjalnie dowiadujemy w źródłach zbliżonych do unijnych negocjatorów, Bruksela rozważa pójście krok dalej i zaproponowanie Brytyjczykom instrumentu prawnego, który dawałby im więcej pewności, że irlandzki backstop nie jest rozwiązaniem na wieczność, czego obawiają się zwolennicy brexitu w Partii Konserwatywnej.