Brytyjczycy chcą wyjść z UE, ale nie wiedzą jak

Brytyjska premier jest za renegocjacją porozumienia z Unią. Choć wiadomo, że Bruksela na to się nie zgodzi.

Aktualizacja: 30.01.2019 05:16 Publikacja: 29.01.2019 18:09

Premier Theresa May przed wtorkowym wystąpieniem w parlamecie

Premier Theresa May przed wtorkowym wystąpieniem w parlamecie

Foto: AFP

Na 60 dni przed wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii ciągle nie wiadomo, jak przebiegnie rozwód. W Izbie Gmin odbyła się we wtorek po południu debata, w trakcie której głosowano nad poprawkami deputowanych mogącymi zdecydować o losach negocjacji z UE. Wieczorem niższa izba brytyjskiego parlamentu zagłosowała za propozycją wysuniętą przez Grahama Brady'ego, zawierającą zgodę na zastąpienie północnoirlandzkiego backstopu "alternatywnymi rozwiązaniami" - propozycja ta zyskała poparcie 317 parlamentarzystów przy 301 głosach przeciw.

Sama Theresa May zapowiedziała, że chce otwarcia wynegocjowanego już porozumienia, co jest rozpaczliwą próbą ratowania jedności Partii Konserwatywnej po upokarzającej dla niej przegranej z 15 stycznia.

Pomysł wzięty z testamentu

Wtedy większość Izby Gmin, w tym część torysów, wypowiedziała się przeciw porozumieniu wynegocjowanemu przez rząd z UE. – Nie wystarczy wymiana listów, potrzebujemy prawnie wiążącej zmiany traktatu o wyjściu z UE – powiedziała premier.

Bruksela na pewno na taką propozycję nie przystanie. Słychać to zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie. Możliwe są natomiast zmiany w deklaracji politycznej, które dawałyby perspektywę bardziej ambitnych relacji w przyszłości, dzięki czemu wizja backstopu, czyli gwarancji dla Irlandii, nie byłaby tak bolesna.

O tym mówił tydzień temu Michel Barnier w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". Ale jak się nieoficjalnie dowiadujemy w źródłach zbliżonych do unijnych negocjatorów, Bruksela rozważa pójście krok dalej i zaproponowanie Brytyjczykom instrumentu prawnego, który dawałby im więcej pewności, że irlandzki backstop nie jest rozwiązaniem na wieczność, czego obawiają się zwolennicy brexitu w Partii Konserwatywnej.

– Można dołożyć wiążące prawnie interpretacje zapisu o backstopie – mówi dyplomata. Mowa o tzw. kodycylu, co jest formułą prawną związaną z testamentem, ale tutaj miałby być dołączony do dokumentu rozwodowego. Pytanie, czy to będzie do zaakceptowania dla zwolenników brexitu.

UE nie chce powstania twardej granicy między Irlandią (pozostaje w UE) a Irlandią Północną (jako część Wielkiej Brytanii wychodzi z UE). Stąd backstop, czyli zapisany w traktacie o wyjściu z UE mechanizm gwarantujący nieskrępowany przepływ osób i towarów. Przewiduje on, że jeśli przypadkiem nie udałoby się wynegocjować na przyszłość żadnego modelu nowych relacji, który by to gwarantował, Wielka Brytania, i razem z nią Irlandia Północna, pozostanie w unii celnej z UE.

Przeszłość się przypomina

Unia musi przede wszystkim chronić interesy swoich członków, czyli w tym wypadku Irlandii. Chce zachowania ducha porozumienia wielkopiątkowego, które od 1998 roku zapewniło pokój na wyspie. O tym, jak jest on kruchy w obliczu brexitowych zawirowań, świadczy choćby przeprowadzony dziesięć dni temu zamach bombowy w Derry. MI5, czyli brytyjska służba bezpieczeństwa przyznaje, że w związku z brexitem 22 proc. ich działalności operacyjnej koncentruje się na zapobieżeniu niepokojom w Irlandii Północnej.

Backstop rozwścieczył zwolenników brexitu, którzy chcieli odzyskania suwerenności, a nie pozostania w objęciach UE na gorszych warunkach. Zażądali oni od May zmiany tego mechanizmu, żeby Wielka Brytania mogła w przyszłości samodzielnie zdecydować o rezygnacji z niego. UE odpowiedziała, że jest gotowa na wyjaśnienia, i zapewnia, że będzie dążyła do jak najlepszych relacji, które unii celnej nie będą wymagały. Ale z backstopu, czyli gwarancji dla Irlandii, nie chce rezygnować. Dyplomaci są gotowi na prawnicze formuły – deklaracje, protokoły, oświadczenia – ale nie na otwieranie traktatu.

UE była gotowa na taką ofertę już w grudniu, przed pierwszym zaplanowanym terminem głosowania w Izbie Gmin. Ale nie dostała od Theresy May zapewnienia, że to zagwarantuje poparcie większości deputowanych. Również teraz jakiekolwiek prawnie wiążące obietnice zależą od tego, czy strona brytyjska powie wyraźnie, czego chce.

– Słyszmy o backstopie, ale to jest problem głównie dla DUP – mówi unijny dyplomata. DUP to północnoirlandzcy unioniści, koalicjanci May.

Z kolei ERG (European Research Group), czyli najtwardsi zwolennicy brexitu, którymi kieruje Jacob Rees-Mogg, przede wszystkim są zainteresowani przyszłością. I chcą tego, czego Theresa May zażądała w słynnym wystąpieniu z Chequers w lipcu. Zaproponowała wtedy, żeby Wielka Brytania pozostała częścią rynku wewnętrznego, ale bez żadnych towarzyszących temu zobowiązań, jak wolny przepływ ludzi, płatności do unijnego budżetu czy poddanie się jurysdykcji unijnego Trybunału Sprawiedliwości. To jednak jest niemożliwe do zaakceptowania przez UE.

Zegar tyka

Problemem jest czas, a raczej jego brak. Brexit powinien nastąpić 29 marca 2019 roku, czyli dwa lata po tym, gdy brytyjski ambasador Tim Barrow przekazał Donaldowi Tuskowi list o zamiarze wyjścia jego kraju z UE. Zgodnie z unijnym traktatem na wniosek Wielkiej Brytanii i za jednomyślną zgodą 27 państw UE można ten termin przedłużyć. Taki postulat zawiera zresztą część z głosowanych w izbie gmin poprawek.

Ale Brytyjczycy chcieliby przedłużenia nawet do końca roku. Natomiast strona unijna nie może się na to zgodzić, bo na koniec maja wyznaczone są wybory do Parlamentu Europejskiego. Trudno sobie wyobrazić ich zorganizowanie w Wielkiej Brytanii, jeśli miałaby kilka miesięcy potem wyjść z UE. Z drugiej strony nie można by jej z wyborów wykluczyć, bo potem wszystkie decyzje podjęte przez nowy PE, w tym np. wybór członków nowej Komisji Europejskiej, łatwo byłoby podważyć jako bezprawne, gdyż podjęte bez udziału obywateli jednego z państw członkowskich.

Jeśli w najbliższych tygodniach strona brytyjska nie sprecyzuje swoich oczekiwań, to czeka nas twardy brexit. Już od kilku miesięcy w Brukseli i w państwach członkowskich toczą się bardzo intensywne przygotowania na taki scenariusz. Dyplomaci nie ukrywają jednak, że przynajmniej przez pierwsze tygodnie czeka nas chaos. Zawsze istnieje szansa, że im bliżej tego dnia chaosu, tym więcej będzie determinacji po obu stronach, żeby znaleźć porozumienie. Nasi rozmówcy w Brukseli nie są jednak przekonani, że przywódcy mają pomysł, co z tym zrobić.

– Pewnie zrobią to, co zawsze, jak jest problem. Kopną puszkę w dół ulicy – mówi dyplomata. Dotychczasowe doświadczenie z brexitem pokazało jednak, że odkładanie problemu na później w niczym nie pomogło.

Na 60 dni przed wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii ciągle nie wiadomo, jak przebiegnie rozwód. W Izbie Gmin odbyła się we wtorek po południu debata, w trakcie której głosowano nad poprawkami deputowanych mogącymi zdecydować o losach negocjacji z UE. Wieczorem niższa izba brytyjskiego parlamentu zagłosowała za propozycją wysuniętą przez Grahama Brady'ego, zawierającą zgodę na zastąpienie północnoirlandzkiego backstopu "alternatywnymi rozwiązaniami" - propozycja ta zyskała poparcie 317 parlamentarzystów przy 301 głosach przeciw.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790