Rząd Borisa Johnsona zamierza teraz odwołać się od orzeczenia wydanego przez szkocki sąd do brytyjskiego Sądu Najwyższego - stojącego najwyżej w hierarchii sądów na Wyspach.
"Był to rażący przypadek wyraźnego nieprzestrzegania ogólnie przyjętych standardów postępowania władz publicznych" - brzmi uzasadnienie wydane przez sędziów Court of Session. Podkreślają oni, że są dwa "podstawowe powody" zawieszania parlamentu. Pierwszy powód to "zapobiegnięcie pociągnięciu do odpowiedzialności przedstawicieli władzy wykonawczej i przyjęciu przepisów związanych z brexitem", a drugi to "umożliwienie rządowi przeforsowanie polityki twardego brexitu bez dalszego mieszania się w tę sprawę parlamentu".
W związku z tym - jak orzekł sąd - zawieszenie parlamentu jest "bezprawne i nie może pociągać za sobą żadnych skutków".
Rzecznik brytyjskiego rządu komentując wyrok stwierdził, że rząd jest "rozczarowany" decyzją sądu i podkreślił, iż zawieszenie parlamentu było "zgodnym z prawem i koniecznym" krokiem, pozwalającym rządowi na przedstawienie programu polityki wewnętrznej.
Również sam Johnson wielokrotnie podkreślał, że zawieszenie parlamentu nie ma na celu uniemożliwienie kontrolowaniu przez Izbę Gmin polityki rządu w zakresie brexitu.
Na pytanie, czy - jak twierdzi szkocki sąd - Johnson podał królowej nieprawdziwe powody, dla których zwrócił się do monarchini o prorogację parlamentu, premier odparł: "Absolutnie nie".
Dodał, że sąd w Anglii stoi na takim samym stanowisku (The High Court w Londynie uznał, że decyzja o prorogacji była legalna), a "Sąd Najwyższy musi podjąć (ostateczną) decyzję".
- Potrzebujemy wygłoszenia mowy tronowej, potrzebujemy iść naprzód z wieloma sprawami na krajowym poziomie - dodał.
Nową sesję parlamentu otwiera zawsze mowa tronowa monarchy, w której królowa przedstawia program rządu na najbliższe miesiące.