Nie dlatego, że konkurencja miała lepsze. Najczęściej problem jest bardziej przyziemny: nie radzimy sobie z komercjalizacją, przygniata nas biurokracja, a kultura biznesu szwankuje. Ponadto wikłamy się w spory, które nie służą biznesowi. Dobrze obrazuje to przykład grafenu – technologii, której zalążek zrodził się w Polsce i która może zrewolucjonizować światowy przemysł. Teoretycznie polscy twórcy powinni na tym zarobić majątek. Wiele jednak wskazuje, że rodzimy grafen utknął w laboratoriach.

Takie przykłady można mnożyć, bo niestety o wielu polskich wynalazkach możemy już tylko przeczytać w kronikach. W biznesie nie zaistniały – albo też zaistniały, ale jako wynalazki zagranicznych koncernów, które polskie technologie opatentowały jako własne.

Jaka jest recepta na tę chorobę? Trudno wskazać jedno lekarstwo, gdy mamy kilka różnych dolegliwości. A tak właśnie jest w tym przypadku. Jak mamy być innowacyjni, skoro nakłady na działalność badawczo-rozwojową wynoszą w Polsce tylko 1 proc. PKB? Z takim wynikiem jesteśmy daleko za państwami Zachodu. Tajemnicą poliszynela jest, że wielu utalentowanych inżynierów i naukowców prowadzi badania za granicą, gdzie mają lepsze warunki. Szkoda, że nie udaje nam się zatrzymać ich w Polsce, bo taka inwestycja mogłaby w przyszłości mocno zaprocentować.

Polskie firmy nie kryją też, że obecne regulacje są zbyt małą zachętą do inwestowania w innowacje. Nawet jeśli firmie uda się wypracować wynalazek – na przykład we współpracy z uczelnią – to dopiero tu zaczynają się schody. Niektórzy przedsiębiorcy próbują sami wyważać globalne drzwi i wchodzić ze swoim produktem na zagraniczne rynki. Udaje się nielicznym. Inni szukają inwestora – z różnym skutkiem. Jeszcze inni odpuszczają już na starcie i sprzedają swój patent zagranicznym koncernom, inkasując za niego sute wynagrodzenie. Inni natomiast pozyskują wsparcie funduszy private equity lub venture capital i razem z nimi rozwijają biznes. Dostają nie tylko zastrzyk gotówki, ale też know-how. Narzekamy na Polskę, ale obawiam się, że problem jest szerszy. Z najnowszego raportu o inwestycjach funduszy w młode innowacyjne firmy wynika, że na Europę przypada tylko 10 proc. ich wartości. A przecież nasz kontynent reprezentuje jedną czwartą światowej gospodarki. Szala biznesowo-technologicznej wagi coraz mocniej przechyla się na stronę Azji i USA.

Do swojego pomysłu trzeba umieć też przekonać. Tej umiejętności gros polskich startupów nie posiadło. Na świecie organizowanych jest wiele spotkań z potencjalnymi inwestorami. Młodzi wynalazcy mają np. kilkanaście minut, żeby zachęcić do swojego pomysłu. Europejczykom najczęściej idzie jak po grudzie. Mistrzami w tej konkurencji są Amerykanie. Oczywiście marketing to nie wszystko, bo dopiero rynek weryfikuje, czy jest zapotrzebowanie na dany produkt. Ale jeśli odpadamy już w tej rundzie, to może warto się jednak z tego marketingu podszkolić?