Prokuratura w Stuttgarcie, której zakres działania obejmuje firmy z siedzibami w Badenii-Wirtemberdze, prowadzi już wstępne postępowanie wyjaśniające wobec znanych i nieznanych pracowników Daimlera, Porsche i dostawcy podzespołów Bosch w sprawie emisji spalin przez diesle. Zapytana, czy rozważa zmianę trybu tego postępowania wyjaśniła, że „w tego rodzaju procedurze jest możliwe uwzględnienie następnej związanej z naruszeniem przepisów; nadal rozważamy taks możliwość”.

Szef Audi w gronie podejrzanych

Z kolei prokuratura w Monachium ogłosiła, że śledztwo związane z Dieselgate w Audi zostało rozszerzone, aby można było nim objąć prezesa zarządu Ruperta Stadlera.

Znalazł się on w gronie 20 podejrzanych o oszustwo, kłamliwą reklamę i pomoc we wprowadzaniu na europejski rynek samochodów wyposażonych w nielegalne oprogramowanie kontroli emisji spalin. Dokonano już rewizji w jego domu, podobnie jak u innego członka zarządu. „Od 30 maja 2018 prezes zarządu Audi, prof. Rupert Stadler, także inni członkowie zarządu Audi są uważani za podejrzanych” — stwierdza komunikat prokuratury.

Śledztwo wobec Stadlera może wywołać kryzys w kierownictwie Audi i w grupie Volkswagena, bo w kwietniu awansował na szefa działu sprzedaży. Zanim został prezesem Audi w 2017 r., był zaufanym człowiekiem dawnego szefa rady nadzorczej VW, Ferdinanda Piecha, który ustąpił w 2015 r.

Stadler był krytykowany od czasu przyznania się przez Audi w listopadzie 2015, dwa miesiące po Volkswagenie, do stosowania zabronionego oprogramowania, ale cieszył się poparciem rodzin Porsche i Piechów kontrolujących VW i Audi. W marcu rada nadzorcza Audi zaleciła udziałowcom poparcie Stadlera na stanowisku prezesa mimo nalotu prokuratury na centralę tej firmy dla ustalenia, kto był związany z nielegalnym oprogramowaniem w 80 tys. VW, Audi i Porsche, sprzedanych w Stanach.