Jarosław Kaczyński nie mógł sobie wymarzyć lepszego przebiegu kolejnej miesięcznicy katastrofy smoleńskiej. Od paru tygodni PiS forsuje zmianę przepisów o zgromadzeniach publicznych. Wprowadza m.in. zgromadzenia cykliczne, w ręce wojewodów przekazuje decyzje odmowne czy wprowadza kontrowersyjny przepis przyznający pierwszeństwo manifestacjom organizowanym przez państwo i Kościoły.
Kłopot PiS polegał na tym, że nawet jego zwolennicy nie rozumieli, po co takie zmiany. Coś w obozie władzy zaczęło pękać, gdy w ubiegłym tygodniu Senat niespodziewanie przyjął poprawkę likwidującą pierwszeństwo manifestacji prorządowych i kościelnych.
Kaczyński dostał jednak argument, który pozwoli mu na wytłumaczenie – nawet dotychczas wątpiącym – po co chce zmieniać przepisy. W sobotę – zarówno rano, jak i po południu – Obywatele RP protestowali na Krakowskim Przedmieściu. Rano przepędziła ich policja ochraniająca składającą kwiaty premier Szydło. Po południu gwizdali i wznosili okrzyki, komentując wystąpienie Kaczyńskiego.
Nikt nie odbiera Obywatelom RP prawa do protestu czy manifestacji. Sęk w tym, że próba zakłócenia uroczystości składania kwiatów i zapalenia zniczy nie ma wiele wspólnego z protestem politycznym. Miesięcznice to nie spotkania wyborcze prezesa PiS, lecz quasi-religijne uroczystości upamiętniania ofiar katastrofy. Może się ten zwyczaj PiS nie podobać, ale modlitwa, zapalanie zniczy, a potem wspólne wiece są już jakąś kilkuletnią tradycją.
Po obu stronach sporu nie brak hipokryzji. Utrudnianie upamiętniania zmarłych trzeba piętnować. Sęk w tym, że to PiS usprawiedliwiał np. tych, którzy gwizdaki na Powązkach 1 sierpnia. Kościół, cmentarz, uroczystość żałobna – to nie miejsce na polityczne manifestacje, bez względu na to, czy dotyczy to sympatyków prawicy, samego PiS czy Obywateli RP.