Dąbrowska: Polski tour de koronawirus

Rządzący zapracowali na brak zaufania społeczeństwa w sprawie pandemii. Właściwe oceny i prawdziwe informacje można – jeśli się chce – znaleźć w sieci.

Aktualizacja: 12.10.2020 20:02 Publikacja: 11.10.2020 19:15

Dąbrowska: Polski tour de koronawirus

Foto: AFP

Niestety, epidemia tylko częściowo przypomina wyścig kolarski. Kiedy czekamy przy szosie na przejazd uciekinierów, a potem peletonu, wiemy, że nieuchronnie nadjadą. Informują nas o tym megafony, doświadczenie i relacje w mediach. Możemy się mentalnie przygotować, dobrze ustawić i przyszykować aparat czy telefon do zdjęć. Ale kiedy już na horyzoncie szosy majaczą kolorowe koszulki, wiadomo, że kontakt z nimi potrwa zaledwie parę chwil, a cały wyścig przemknie nam przed oczami w ciągu kilku minut.

Przez siedem miesięcy do znudzenia lekarze, epidemiolodzy i wirusolodzy powtarzali nam, że jesienią przyjdzie druga fala pandemii. Rząd nie zrobił w tej sprawie nic oprócz podjęcia szerokich działań demobilizujących. A dziś jest wyraźnie zaskoczony, że koronawirus z impetem znów wjechał nam w życie. To tak, jakby ktoś przekonywał kibiców, że nikt już nie przejedzie, bo wyścig się skończył, a potem uciekał z krzykiem na widok pędzących kolarzy.

W dodatku z wyścigiem mamy kontakt krótki, a wszystko wskazuje na to, że z pandemią Covid-19 zamieszkaliśmy na dłuższy czas. A skoro rząd nie podejmuje żadnego wysiłku w celu sporządzenia systemowej analizy zakażeń i nie posiada żadnego centrum informacyjnego w sprawie Covid-19, używając interwencyjnie jedynie systemu ostrzegania RCB, to trud wyjaśniania, komentowania i alarmowania biorą na siebie media, w tym także te społecznościowe. I ponieważ są tworzone przez ludzi o wszystkich możliwych poglądach na świat i pandemię – to i wszystkie te poglądy odnaleźć można w sieci. Ale jest też dobra wiadomość: wśród zalewu naiwnej propagandy „płaskoziemców" i tych, którzy negują pandemię, oraz tych, jak zwolennicy Kołodziejczaka z Agrounii, którzy wierzą, że pandemia jest wymyślona po to, by ich powstrzymać – są też źródła informacji i analiz tworzonych przez specjalistów i ekspertów. Jedna z inicjatyw to zespół ekspertów przy prezesie PAN, który stworzył dostępny dla wszystkich raport „Zrozumieć Covid".

Mnóstwo informacji pojawia się też ze strony osób mających styczność z różnymi aspektami pandemii z racji zawodowych – to nauczyciele, wykładowcy, nawet artyści. Oczywiście człowiek wierzy w to, w co chce uwierzyć. To jednak nie znaczy, że nikogo do niczego nie przekonają argumenty. Maria Cywińska, dyrektorka administracyjna na Wydziale Psychologii UW, pisze na Facebooku: „Nie mamy systemu śledzenia zarażeń. Nie udało nam się usprawnić ani sposobu zgłaszania zarażeń, ani sposobu robienia testów, ani sposobu umieszczania na kwarantannie, ani sposobu wychodzenia z tejże. Nie stworzyliśmy systemu ochrony dla pracowników służby zdrowia. Ani systemów rotacyjnej obecności. Otworzyliśmy szkoły, nie umiemy zarządzić ich zamykaniem. Zrzuciliśmy odpowiedzialność w dół, nie daliśmy narzędzi do radzenia sobie. Najpierw wdrożyliśmy zbyt daleko idące restrykcje, potem je zdjęliśmy...".

Wyliczanka jest długa i zakończona nieuchronną pointą co do tego, gdzie się jako kraj znaleźliśmy i że jest tam czarno.

Niestety, epidemia tylko częściowo przypomina wyścig kolarski. Kiedy czekamy przy szosie na przejazd uciekinierów, a potem peletonu, wiemy, że nieuchronnie nadjadą. Informują nas o tym megafony, doświadczenie i relacje w mediach. Możemy się mentalnie przygotować, dobrze ustawić i przyszykować aparat czy telefon do zdjęć. Ale kiedy już na horyzoncie szosy majaczą kolorowe koszulki, wiadomo, że kontakt z nimi potrwa zaledwie parę chwil, a cały wyścig przemknie nam przed oczami w ciągu kilku minut.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny