Możliwe zadymy
Przygotowania policji do ochrony imprez 11 listopada trwały od kilku miesięcy – niepodległościowe marsze i ich kontrmanifestacje, często kończą się zadymami. W 2012 r. rannych zostało 22 policjantów, w 2014 r. ucierpiało 64. W roku ubiegłym do głosu doszli ekstremiści z transparentami, którzy skandowali: „Europa tylko biała" i „Czysta krew". Policja zatrzymała 43 osoby, a Polska zderzyła się z krytyką propagowania „języka nienawiści".
W tym roku miał odbyć się Marsz Niepodległości – to od 2017 r. impreza cykliczna, po tym jak Sejm zmienił ustawę o zgromadzeniach, wpisując marsz i miesiącznice smoleńskie w cykl imprez stałych. Np. marsz, jaki organizuje Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości" ma taką zgodę wojewody mazowieckiego do 2020 r. Nie musi się starać o zgodę prezydent stolicy.
Hanna Gronkiewicz-Waltz, wydając zakaz, powołała się na rezolucję Parlamentu Europejskiego (w sprawie wzrostu liczby neofaszystowskich aktów przemocy), które wzywa państwa członkowskie do podjęcia kroków przeciwko mowie nienawiści i przemocy.
Z naszych informacji wynika, że ratusz przez zakazem marszu, poczynił ustalenia i uznał, że realne jest zagrożenie bezpieczeństwa lub możliwość prowokacji. – To wynikało z analizy np. mediów społecznościowych. Część wpisów sugerowało, że uczestnicy nie będą spokojnie szli – mówi urzędnik ratusza.
Ze źródeł „Rzeczpospolitej" w służbach wynika, że w marszu organizowanym przez stowarzyszenie ma wziąć udział kilka grup osób ze środowisk uznanych za neonazistowskie czy neofaszystowskie. ABW monitoruje to zainteresowanie, także przy pomocy służb m.in. z Niemiec i Francji. – W podobnej ilości jak w latach poprzednich. Nie ma więc podstaw, by na tej podstawie zakazać organizacji marszu – mówi nam źródło w polskich służbach.
– Nie jest tajemnicą, że osoby spoza Polski szykują się na obchody. – Na granicy z Niemcami nie ma kontroli granicznej, ale będą patrole jak co dzień – słyszymy w Straży Granicznej.