Zdarza się, że pacjentki przychodzące na kontrolę rzucają się prof. Ewie Barcz na szyję i mówią: „Przywróciła mnie pani do życia". – Wiele z nich nie wie, że nadreaktywność pęcherza moczowego można leczyć. Inne nie zdają sobie sprawy, że to choroba, i w przeświadczeniu, że „taka ich uroda", funkcjonują z nią nawet kilkanaście lat, często ze wstydu unikając kontaktów społecznych i rezygnując z życia seksualnego – mówi prof. Barcz z Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i kierownik Oddziału Uroginekologii i Ginekologii Zabiegowej stołecznego szpitala ginekologiczno-położniczego przy pl. Starynkiewicza.
Wstyd przed lekarzem
U kobiet nadreaktywność pęcherza (po angielsku overactive bladder, OAB) bywa mylona z tzw. wysiłkowym nietrzymaniem moczu przy wysiłku czy nawet kichaniu. OAB objawia się parciami naglącymi, czyli koniecznością szybkiego oddania moczu, niepoddającą się woli albo poddającą się jej w ograniczonym stopniu częstą potrzebą oddawania moczu i koniecznością częstych wizyt w toalecie w nocy, a czasem również nietrzymaniem moczu. Nadreaktywność może być sucha, gdy pacjent zdąża do toalety, i mokra, gdy chory nie panuje nad oddawaniem moczu. Wysiłkowe nietrzymanie moczu leczy się operacyjnie za pomocą taśm podcewkowych, natomiast OAB – głównie farmakologicznie.
Według światowych szacunków nietrzymanie moczu dotyczy ok. 17 proc. populacji – zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Pań jest w tej grupie jednak więcej – to 30 proc. dorosłych kobiet, czyli nawet 4 miliony Polek. OAB dotyka nawet co trzeciej z nich. – Te dane są szacunkowe, ale mogą być zaniżone, ponieważ pacjentki często nie zgłaszają się do lekarza. Bywa, że wstydzą się powiedzieć mu o swoim problemie – dodaje prof. Barcz.
Kiedy jednak trafią już do specjalisty, który zapyta o niepokojące objawy, a ten odeśle je do specjalistycznej poradni, reagują entuzjastycznie. Wiele po latach izolacji zaczyna wychodzić do ludzi. Kończy się chodzenie z pieluchą i gorączkowe sprawdzanie, czy podkład nie przeciekł. Znika ciągła obawa, że przypadłość wyczują koledzy z pracy czy współpasażerowie w autobusie. Poprawia się też status zawodowy i ekonomiczny – odchodzi konieczność wydawania pieniędzy na podpaski.
Niepotrzebne badanie
Mimo że problem pęcherza nadreaktywnego może dotyczyć nawet kilkunastu milionów Polaków – więcej niż cukrzyca czy choroby układu krążenia – system ochrony zdrowia zdaje się go nie dostrzegać.