Chiny do grudnia stosowały restrykcyjną politykę "zero COVID", polegającą na całkowitym wygaszaniu wykrywanych ognisk zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 poprzez stosowanie reżimu ścisłej kwarantanny, lokalnych lockdownów oraz prowadzenie masowych, przesiewowych testów na obecność koronawirusa.
Jednak po protestach społeczych, do których doszło w Chinach przed kilkoma tygodniami, władze w Pekinie postanowiły złagodzić tę politykę i odejść od dotychczasowych działań antyepidemicznych. Budzi to jednak obawy, że liczącą 1,4 mld osób populację Chin, dotychczas izolowaną od kontaktu z wirusem, czeka teraz fala zakażeń.
Czytaj więcej
W poniedziałek chińska Komisja Zdrowia Publicznego poinformowała o pierwszych dwóch zgonach osób chorych na COVID-19 od momentu, gdy w kraju łagodzone są obostrzenia w ramach odejścia od polityki "zero COVID".
- Wiemy, że za każdym razem, gdy wirus zaczyna się szerzyć w sposób nieograniczony, istnieje możliwość, że zmutuje i zacznie stanowić zagrożenie dla ludzi na całym świecie - oświadczył rzecznik Departamentu Stanu, Ned Price, pytany o zmianie w polityce Chin.
Price dodał, że szerzenie się koronawirusa w Chinach może zagrażać również chińskiej gospodarce i wzrostowi gospodarczemu na całym świecie.
Szerzenie się wirusa może uderzyć w gospodarkę Chin
We wtorek władze Chin poinformowały o pięciu zgonach chorych na COVID-19, dzień wcześniej o dwóch. Były to zarazem pierwsze zgony, o których informowano oficjalnie, odkąd władze zaczęły łagodzić obostrzenia.
W Chinach, jak dotąd, zmarło od początku epidemii 5 242 chorych na COVID-19.
Od czasu, gdy w Chinach zaczęto łagodzić politykę "zero COVID", wiele szpitali boryka się z brakiem wolnych łóżek, w aptekach zaczyna brakować niektórych lekarstw, a wielu mieszkańców boi się wychodzić z domów z obawy przed zakażeniem - pisze Reuters.
Niektórzy eksperci ds. ochrony zdrowia szacują, że nawet 60 proc. mieszkańców Chin - 10 proc. światowej populacji, może zostać zakażonych w nadchodzących miesiącach, a 2 mln zakażonych mogą umrzeć.
Chińskie miasta starają się obecnie zwiększać liczbę łózek na oddziałach intensywnej terapii i w placówkach, w których leczy się chorych na COVID-19 - podaje "Global Times".
Powstają też specjalne kliniki, w których chorzy z objawami zakażenia koronawirusem są badani i gdzie zapisywane są im leki. Takie kliniki często powstają przy szpitalach.
W ubiegłym tygodniu w dużych chińskich miastach - Pekinie, Szanghaju, Chengdu i Wenzhou - powstały setki takich placówek.
Szerzenie się wirusa może uderzyć w gospodarkę Chin, która w tym roku wzrośnie o 3 proc., co jest najgorszym wynikiem od niemal pół wieku.