U każdego, kto choć trochę interesuje się medycyną, słowa „rak trzustki" wywołują dreszcz grozy. To najgorzej rokujący z nowotworów. Jak to ujął podczas dyskusji prof. Maciej Krzakowski, konsultant krajowy w dziedzinie onkologii klinicznej: – Rak trzustki znajduje się dokładnie na samym końcu w statystykach przeżycia. Główna przyczyna jest taka, że choroba ta przebiega w pierwszych stadiach zupełnie lub prawie bezobjawowo. Tylko u 10 proc. pacjentów udaje się wykryć ją w pierwszym lub drugim stadium, kiedy jeszcze można przeprowadzić operację chirurgiczną. Co piąty z operowanych pacjentów przeżyje po operacji pięć lat – mówił prof. Krzakowski.
Łatwo obliczyć: szczęśliwcy, o których mówił prof. Krzakowski, to 20 proc. wszystkich chorych. Ale nie znaczy to, że pozostałym pacjentom nie można pomóc. Owszem, można, tylko należy, po pierwsze, lepiej zorganizować leczenie, a po drugie, wykorzystać dobrodziejstwa innowacyjnych terapii.
Dwa razy lepszy lek
Dziś standardowa chemioterapia raka trzustki to gemcytabina: daje medianę przeżycia mniej więcej 6,5-miesięczną. Dla porównania innowacyjny nab-paklitaksel wydłuża ten wynik do 8,5 miesiąca. Mówimy tu o medianie, więc połowa pacjentów będzie żyła dłużej: dwuletnie przeżycie udało się osiągnąć u 9 proc. chorych (u leczonych gemcytabiną odsetek ten wynosi 4 proc.). Czyżbyśmy mieli więc szansę za pomocą tego leku podnieść skuteczność leczenia dwukrotnie? Owszem, ale tylko u tych pacjentów, u których można go stosować. – Tylko ok. 25 proc. chorych kwalifikuje się do chemioterapii. Ten fakt trzeba zresztą uwzględnić, układając plany refundacyjne – mówił prof. Krzakowski.
Nab-paklitaksel to pierwsza terapia raka trzustki od dawna, która daje tak duży postęp w leczeniu. Wprawdzie istnieje inny lek o porównywalnych efektach, ale, jak stwierdziła prof. Violetta Sulżyc-Bielicka, jest on tak toksyczny, że u bardzo niewielu pacjentów można go stosować – większość chorych jest i tak bardzo wycieńczona chorobą.
Kolejnym sposobem, by dopomóc chorym na raka trzustki, jest lepsza organizacja leczenia. Chodzi o to, by wcześniej wykrywać nowotwór, a potem szybciej i lepiej go operować. – Operujemy zbyt późno – mówił dr Andrzej Cichocki, ordynator oddziału chirurgii Kliniki Onkologicznej Centrum Onkologii w Warszawie. – Oczekiwanie na operację u nas w klinice trwa dwa miesiące, a wystarczy miesiąc, by skuteczność procedury spadła o połowę.