Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że Zbigniew W. (dane zmienione) może się starać o wpis na listę aplikantów, mimo że zaprotestował minister sprawiedliwości.
Zbigniew W. zdał bardzo dobrze egzaminy wstępne i wpis na listę aplikantów był dla niego już czystą formalnością. Zatrzymała go jednak policja i podczas rutynowej kontroli okazało się, że był pod wpływem środków odurzających. Nie pomogło tłumaczenie, że, owszem, palił marihuanę, ale cztery dni wcześniej, a gdy wsiadł za kierownicę, nie był pod wpływem narkotyków.
Sprawa trafiła do wydziału karnego sądu. O fakcie tym Zbigniew W. powiadomił okręgową izbę radców prawnych. Po zbadaniu sprawy zdecydowała się ona wpisać go na listę aplikantów. Uchwała podjęta w tej sprawie trafiła następnie do ministra sprawiedliwości. I zaczęły się kłopoty, bo minister ją zakwestionował. Jego zdaniem Zbigniew W. nie może być wpisany na listę aplikantów, ponieważ toczy się przeciwko niemu postępowanie karne za prowadzenie samochodu pod wpływem środków odurzających. Dyskwalifikuje go to moralnie do tego zawodu.
Zbigniew W. odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Tłumaczył, że był to jednorazowy incydent, a on dysponuje prawomocnym wyrokiem uniewinniającym. WSA wziął pod uwagę to orzeczenie i uchylił decyzję ministra sprawiedliwości.
Ten wniósł skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jego zdaniem WSA oparł swój wyrok na orzeczeniu, które zapadło dużo później, niż minister podejmował decyzję. Dlatego WSA nie powinien go uwzględnić. NSA uznał jednak, że minister nie ma racji. WSA miał prawo uwzględnić nowy dowód.