"Dziennik Wschodni" przypomina, że w 2015 r. prawnik uderzył w taksówkę, gdy wracał autem do domu. Pomimo stłuczki Ryszard K. nie zatrzymał się. Taksówkarz dogonił go przed jego domem. Tam doszło do sprzeczki i przepychanek. Kierowca taksówki wezwał policję. On i świadek incydentu mieli podejrzenia, że prawnik był nietrzeźwy.
Policjanci, którzy zjawili się w domu Ryszarda K. niedługo po awanturze zbadali go alkomatem. Miał w wydychanym powietrzu 1,3 promila. Chcieli zaprowadzić go do radiowozu, żeby powtórzyć badanie, lecz wówczas mężczyzna wpadł we wściekłość. Obrzucał policjantów obelgami, wypychał z mieszkania, a jednego z nich uderzył drzwiami wejściowymi.
– Kazałem im wyp...ać! O tym, kto jest w moim domu, decyduję ja – wyjaśniał podczas procesu Ryszard K. – Powiedziałem, że z psami nie rozmawiam. U mnie w plutonie nosiliby amunicję.
Policjanci wycofali się z mieszkania i wezwali posiłki. Dopiero wtedy udało się zatrzymać krewkiego radcę.
W sierpniu ubiegłego roku sąd I instancji skazał Ryszarda K. na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok oraz 3 tys. zł grzywny. Orzekł też trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów oraz 5 tys. zł na fundusz pomocy postpenitencjarnej. Prawnik nie zgodził się z tym wyrokiem i złożył apelację.