Beata Szydło od lat pełni powierzoną jej przez Partię rolę Pierwszej Matki Polki. Występując w Auschwitz, w klapę swej białej marynarki, miast broszki, wpięła obozowy trójkąt z literą „P". Wcieliła się w postać z centrum symboliki przekazu historycznego. Trójkąt ów jest też znakiem społecznego Komitetu 14 czerwca, który organizował obchody rocznicy pierwszego transportu Polaków do Auschwitz.
„Znaczek mam taki, ponieważ uważamy, że litera »P« na czerwonym trójkącie, którym oznaczano polskich więźniów Auschwitz, swego czasu mocno obecna w symbolice Auschwitz, jest w dziwny sposób z niej rugowana" – mówi przewodnicząca Komitetu. Przypomina, że zgodnie z ustawą „Tereny byłego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu zachowuje się po wsze czasy jako Pomnik Męczeństwa Narodu Polskiego i innych Narodów". W kampanii prezydenckiej 2020 r. była premier, miast broszki, nosiła w klapie odznakę „Duda 2020".
Polityka historyczna, czyli legitymacja sprawowania władzy
Dzięki finansowaniu z kieszeni publicznej Partia ma dziś w Polsce niemal pełnię władzy w opowieści o przeszłości. Jej program „Tożsamość i polityka historyczna" prowadzić ma ku „odzyskiwaniu pamięci". Czy gest Szydło zmierzać miał do ożywienia pamięci o polskich ofiarach Auschwitz „na przekór" dyrekcji Muzeum? Wszak ta została przez przewodniczącą Komitetu 14 czerwca oskarżona już o fałszowanie historii: „Bo gdyby nas nie było, to nie wiem, co oni mieliby do roboty, pisaliby książki, podawali fałszywe fakty historyczne, co im się zdarza bardzo często, przekłamane" – mówiła w telewizji wRealu24. A może znak noszony przez byłą premier miał „bronić honoru i wizerunku Polski"? O tej potrzebie mówił sam Mateusz Morawiecki, przedstawiając ustawę o IPN. Przewodnicząca Komitetu 14 czerwca towarzyszyła mu podczas spotkania z kanclerz Merkel. A może Szydło zechciała wziąć udział w „licytacji krzywd"? Jan Dziedziczak, sekretarz stanu w KPRM, podnosił, że „Cierpienie Polaków i Żydów widzi się na świecie inaczej. Musimy dbać o to, żeby nie robić takiego rozróżnienia i przypomnieć światu o polskich cierpieniach".
Timothy Snyder zauważył, że „Rząd PiS traktuje przeszłość tak, by zachęcić Polaków do myślenia o sobie, że byliśmy największymi ofiarami i nikt nas nie zrozumie, więc nie ma sensu rozmawiać o tym z innymi". Władza może symulować obraz „rzeczywistości historycznej", wysuwając na pierwszy plan opowieść narodową i „przywracając prawdę". Elisabeth Zerofsky przytacza w „New Yorkerze" opinię prof. Omera Bartova: „Prawa pamięci zbiorowej dotyczą zawsze tego, o czym należy pamiętać, a o czym zapomnieć".
Żywy symbol męczeństwa
To oczywiście chwalebne, gdy młodzi ludzie, kształtując swoje charaktery przez edukację, naśladują i nierzadko utożsamiają się z bohaterami historycznymi. Bronią też pamięci niewinnych ofiar. Trucizna rozlewa się, gdy politycy, mając za sobą siłę propagandy, przekazują wyborcom sygnał, że są tacy jak ich bohaterowie.