Aż dziewięć z dziesięciu miejskich placówek zanotowało w tym roku straty finansowe – tak wynika z raportu przygotowanego przez stołeczny ratusz. – To smutny rekord – mówią urzędnicy. Rekordowa jest też suma wierzytelności – 140 mln zł.
Brak pieniędzy przekłada się na jakość opieki.
– Dyrektorzy muszą oszczędzać na lekach, stosując tańsze zamienniki, nie stać ich na spłacenie rachunków i podwyżki dla pracowników – wylicza szefowa miejskiego Biura Polityki Zdrowotnej Elżbieta Wierzchowska. – Konta szpitali często zajmują komornicy, a niespłacone raty kredytów obciążają budżet urzędu miasta. Tymczasem te pieniądze można byłoby przeznaczyć na inwestycje.
Najgorsza sytuacja jest w Szpitalu Praskim, na Solcu oraz w lecznicy grochowskiej. Mają one nie tylko największe długi, ale także ich straty rosną najszybciej. Konto placówki na Grochowie obciąża ponad 12 mln zł zobowiązań, które lecznica musi spłacić w ciągu najbliższych miesięcy. – Musimy też spłacać kredyt komercyjny – przyznaje dyrektor szpitala dr Wiesław Marszał. Lecznica, po wzięciu kolejnej w ciągu dwóch lat pożyczki, zadłużyła się na ponad 23 mln zł. Co kwartał jej szef musi zebrać 700 tys. zł. Właśnie spłacił jedną ratę, teraz zaczyna już ciułać na następną.
Jedyną szansą na poprawę sytuacji jest odzyskanie od Narodowego Funduszu Zdrowia pieniędzy za nadwykonania. W przypadku południowopraskiej placówki byłoby to 1,2 mln zł. Jak przyznaje dyrektor Marszał, te pieniądze pozwoliłyby na spłatę części najbardziej pilnych zobowiązań.Lecznica na Solcu jest zadłużona u ponad 300 wierzycieli. Przez pierwsze pół roku debet powiększył się o kolejne 1,5 mln zł. Dyrekcja nie była w stanie sama spłacać rat pożyczki, dlatego zadłużenie zaczął regulować ratusz. Miesięcznie miasto wpłaca do banku 170 tys. zł, a co trzy miesiące dochodzi spłata odsetek kapitałowych, to kolejne 215 – 240 tys. zł. Dyrekcja ostro zaciska pasa: oszczędza na opatrunkach, lekach i pensjach.