W Zachęcie do 17 lutego trwa wystawa „Zapisy przemian”, wybór prac ze zbiorów Krzysztofa Musiała, powstałych w ciągu półwiecza do końca II wojny światowej. Jednocześnie w Galerii aTAK zaczyna się druga odsłona sztuki powojennej. Po figuracji przedstawia nam abstrakcję. Byłam, widziałam, pozazdrościłam.
Musiał większość eksponatów zdobył na polskich aukcjach. Zdumiewające, jak wiele arcydzieł wypłynęło na naszym rynku – ale mało kto to docenił, bo co ciekawego mogło „za czerwonego” powstać? Co naprawdę wtedy było tworzone, dowiadujemy się dziś dzięki prywatnym zbiorom.
To, co Musiał zdobył na aukcjach (a zaczął zaledwie dwie dekady temu), zmienia spojrzenie na „socjalistyczną” sztukę. Użyłam cudzysłowów, ponieważ twórczość po 1955 roku nijak nie miała się do ówczesnego ustroju. Malarstwo tamtej epoki było jak wybuch, jak ekspedycja na nieznaną planetę. Twórcy upajali się wolnością, której granice sami sobie wyznaczali. Jasne, że to była iluzja. Jednak koniec lat 50. i początek 60. charakteryzują się wyjątkowo radosną aurą. Wystarczy zestawić tytuły – toż to same poetyckie, pełne uniesienia metafory.
Jeśli nazwy (lub technika) niczego nie obiecują, to same kompozycje emanują radością. Przykładem – wielobarwny, po dziecięcemu beztroski – relief Henryka Stażewskiego z 1958 roku: kilkadziesiąt nerkowatych kształtów pokrytych żywymi kolorami, wyrastających z szarobiałego tła.
Czy można zgodzić się na określanie mianem abstrakcji obrazów z tamtego okresu, które wyszły spod pędzla Dominika, Ziemskiego, Lebensteina, Brzozowskiego, Lenicy i wielu innych? Nie! Ich pejzażowy rodowód czy związki ze światem rzeczywistym widać zwłaszcza w kontekście poprzedniej odsłony.