Prowadziła galerię ZOO, projektowała okładki magazynu „DIK Fagazine”, wykonywała plakaty (to absolwentka pracowni plakatu na warszawskiej ASP), malowała murale. Ale choć jest artystką wszechstronną, niełatwo natknąć się na jej prace. Na trop Zawadzkiej naprowadziły mnie pocztówki rozrzucone na ulicy i w bramie galerii ZOO. Znakomite! Potem wytropiłam jej murale w sklepie z designerskimi ciuchami. Również świetne.
Białe tło, na nim płaskie, jednokolorowe sylwety. Ideogramy o ostrych konturach, jak wycinanka. Ale obrazki bynajmniej nie „wycinankowe”. Ani dekoracyjne, ani pogodne. Przeciwnie, Zawadzka wprowadza kształty niepokojące, przywodzące na myśl eksperymenty z klonowaniem różnego rodzaju istot.
Artystyczna koncepcja Zawadzkiej wydaje się bardziej skomplikowana niż doświadczenia z owcą Dolly. W jej wersji wygląda tak, jakby do klonowania dorwał się Miczurin i dodał swoje patenty. Te z mutowaniem.
Przesłanie tych prac też wcale niewesołe. Człowieczy gatunek zmarniał i rozleniwił się. Ludzkość wprawia w ruch jedynie konsumpcja i prokreacja. Zawadzka nazywa ten typ współobywateli „kiełbasianymi kochankami”.
Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski, Al. Ujazdowskie 6, wystawa czynna od piątku do środy