Akurat w dniu, gdy we Włoszech zatrzęsła się ziemia, do Polski zjechali eksperci ratownictwa niemal z całego świata. Przyjechali z USA, Kanady, Japonii, nawet ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przez najbliższe dni będą egzaminować około 70 polskich ratowników. Przez 72 godziny non stop Polacy będą musieli udzielać pomocy i wykazać się najlepszymi umiejętnościami na świecie. Jeśli im się uda, dostaną certyfikat ONZ. I dołączą do ratowniczej elity świata.
Do wylotu muszą być gotowi w ciągu 24 godzin. Ruszą na ratunek, zawsze gdy kraj, w którym wydarzyła się tragedia, poprosi o pomoc. Algieria, Indonezja, Pakistan, Indie robiły to za pomocą Unii Europejskiej, NATO, ONZ i innych międzynarodowych organizacji. Na co dzień pracują np. w straży pożarnej.
– Nie możemy jechać sami, choć na wieść o trzęsieniu ziemi każdy z nas aż się wyrywa, by pomóc. Zawsze musimy czekać, aż dany kraj uzna, że sam sobie nie poradzi. Włochy jeszcze o taką pomoc nie poprosiły wspólnoty międzynarodowej – mówi „Rz” jeden z ratowników.
[wyimek]Ratownicy do wylotu muszą być gotowi w ciągu 24 godzin [/wyimek]
Od 1995 roku w Polsce działa pięć ekip poszukiwawczo-ratunkowych: w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Gdańsku i Nowym Sączu. Ale na ratunek jeżdżą też żołnierze, lekarze, organizacje charytatywne. Gdy dostają sygnał, zabierają tresowane psy, elektroniczne urządzenia nasłuchowe, kamery termowizyjne, namioty, nawet stacje uzdatniania wody. Są zaszczepieni przeciwko żółtaczce, tężcowi i chorobom tropikalnym. Są też ubezpieczeni i przygotowani na ekstremalne warunki pogodowe. W Pakistanie czy Iranie w dzień potrafi być 40 stopni Celsjusza, a nocą temperatura spada do zera.