Przebijanie muru

- Mam nadzieję, że potrafię przełożyć swoje zafascynowanie koszykówką na wyniki z reprezentacją - mówi "Rz" Dariusz Maciejewski, trener koszykarek

Publikacja: 24.01.2010 00:01

Przebijanie muru

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]Z klubem z Gorzowa od dziesięciu lat stale pnie się pan w górę. Do tego doszła nominacja na trenera reprezentacji seniorek. Czy uważa się pan za człowieka sukcesu? [/b]

[b]Dariusz Maciejewski, trener reprezentacji Polski koszykarek:[/b] Dla mnie wykładnikiem sukcesu jest to, że już 20. rok poświęcam koszykówce wielką część mojego życia i – poza rodziną – wciąż jest ona dla mnie najważniejsza. Mam nadzieję, że potrafię przełożyć swoje zafascynowanie tą dyscypliną na wyniki z reprezentacją. Z własnego doświadczenia wiem, że marzenia, które wydają się mało realne z punktu widzenia „dzisiaj”, spełniają się szybciej niż można było oczekiwać. Trzeba tylko maksymalnie poświęcić się temu, co się robi. A kobiety są bardzo wdzięcznym partnerem do takiej pracy.

[b]Startując w konkursie na trenera reprezentacji wierzył pan w wygraną?[/b]

Miałem swoje spojrzenie na polską koszykówkę ukształtowane przez lata pracy w klubie. Miałem też doświadczenia pracy z kadrą na trzech Uniwersjadach i w reprezentacji U-20. Wiele dzisiejszych reprezentantek przeszło ze mną kilka ważnych imprez. Pomyślałem, że nawet jeśli nie wygram konkursu, warto napisać pracę, która będzie moją podpowiedzią, przyczynkiem do rozwoju tej dyscypliny. Zaznaczyłem w niej, że jeżeli nie zostanę selekcjonerem, będzie mi bardzo miło, gdy ktoś skorzysta z koncepcji w niej zawartych. Nie nastawiałem się na wygraną w konkursie, bo jestem człowiekiem z Gorzowa, a nie z dużej aglomeracji i wiem, że w życiu nic mi łatwo nie przyszło. Dom, samochód – do wszystkiego dochodziłem ciężką pracą. Żeby ktoś cię dostrzegł, musisz się potwierdzać przez wiele lat. Cieszę się, że zostałem zauważony.

[b] Przed reprezentacją wyjątkowe wyzwania, bo to Polska organizuje za rok mistrzostwa Europy, do których pan ma przygotować drużynę. Nie boi się pan presji oczekiwań? [/b]

Stres jest nieodłączną cechą pracy trenera. Myślę, że trema mnie nie zje. Od 19 lat pracuję pod presją oczekiwań. Także dlatego, że sam stawiam sobie wysokie cele i bardzo bolą mnie porażki. Zawsze chcę wygrać i dlatego bardzo często sam ten stres u siebie wyzwalam.

[b] Czy reprezentację stać będzie na lepszy wynik niż awans do drugiej rundy Eurobasketu, jak w ubiegłym roku na Łotwie? [/b]

Cel jest jasno określony: minimum piąte miejsce, które daje szanse uczestnictwa w kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Zadanie bardzo ambitne, ale realne. Trzy zespoły: Francja, Rosja i Hiszpania, są dziś poza zasięgiem. Ale już Białoruś czy Grecja, które dziś się cieszą, że zagrają na mistrzostwa świata w Czechach, mogłyby przegrać z każdym zespołem z finałowej szesnastki.

[b]Na mistrzostwa Europy na Łotwę pojechał pan na własny koszt. [/b]

Wiele rzeczy robię na własny koszt, bo mocno w siebie inwestuję. Wcześniej były Chiny, teraz wybieram się na staż do USA. Nie boję się inwestować w to, co daje mi radość i satysfakcję, bo dla mnie taki wyjazd to nie obowiązek, lecz przyjemność. Jeśli mogę się wypowiadać o poziomie europejskich reprezentacji, to nie dlatego, że zobaczyłem kilka meczów Eurobasketu w telewizji. Widziałem na Łotwie bezpośrednio kilkadziesiąt spotkań, bo byłem na mistrzostwach przez dziewięć dni i od rana do wieczora siedziałem w hali.

[b]Co pan robił w Chinach? [/b]

Przebijaliśmy chiński mur. Jako pierwszym udało nam się namówić do gry w Europie reprezentantkę tego kraju. W klubie z Gorzowa Wielkopolskiego. To było wspaniałe doświadczenie. Pojechałem tam pouczyć się azjatyckiej koszykówki, uczestniczyłem w klinice trenerskiej w chińskim ośrodku olimpijskim. Teraz mam ciekawą propozycję stażu w zespole WNBA. Jeżeli tylko zdrowie mi dopisze, a czas pozwoli, wybiorę się do Stanów.

[b]Według jakich kryteriów będzie Pan wybierał zawodniczki do kadry. [/b]

Jednym z ważniejszych jest zdrowie. Trzeba dobrze zdiagnozować kandydatki do reprezentacji, żeby nie pomylić się na samym starcie. Należy unikać sytuacji, że ktoś wypadnie z cyklu treningowego przez niewyleczone kontuzje i urazy, które nawarstwiały się latami. Drugim ważnym kryterium są minuty gry zawodniczek w zespole klubowym. Trzecia sprawa to przygotowanie fizyczne. Kadrowiczki muszą mieć świadomość, że jeżeli w klubach nie stoi ono na wysokim poziomie, to trzeba znaleźć sobie dodatkowego trenera, zadbać o zajęcia na siłowni, trening lekkoatletyczny. Dzisiejsza koszykówka kobieca opiera się na sile, dynamice, agresji. Bez dobrego przygotowania motorycznego nie ma szans, by zaistnieć w Europie. Jest jeszcze kwestia motywacji. Będę rozmawiał z dziewczynami. Chcę znać ich gotowość podporządkowania się kalendarzowi przygotowań i ustalonym regułom, które chcemy sobie wspólnie wypracować. Nie narzucam wszystkiego. Lubię słuchać i rozmawiać. Jeżeli nie dotrzesz do zawodniczek, nic nie osiągniesz.

[b]Jak Pan trafił do koszykówki?[/b]

Jestem człowiekiem podwórka: klucz na szyję i jazda. Rodzice pracowali od rana do wieczora. Podwórko było moim drugim domem. Najpierw lekcje, a potem zabawa w sport, różne dyscypliny. Składałem też modele latające. Kiedyś zdobyłem nawet mistrzostwo Polski w modelarstwie. Wszystkiego próbowałem po trochu. Grałem oczywiście w piłkę nożną. Na studiach w Rosji bardzo mi się spodobał hokej. To powinna być moja dyscyplina, gdyby w Polsce były takie tradycje jak tam. Różne sporty sprawiały mi satysfakcję. W pewnym momencie ktoś w szkole zrobił testy motoryczne i trafiłem do koszykówki. Nie żałuję. Trenerowi przydatne są praktyczne umiejętności, bo wiele elementów może sam pokazać. Nigdy nie byłem wybitnym graczem, ale myślę, że prezentowałem poziom dzisiejszej pierwszej ligi. Pięć lat grałem w koszykówkę w Rosji.

[b]Skąd Rosja w pana życiorysie? [/b]

Od samego początku wiedziałem, co chcę robić w życiu: być trenerem. Studiowałem w Gorzowie, ale nie było tam specjalizacji trenerskiej. Pojawiła się możliwość wyjazdu do Moskwy na studia trenerskie w Instytucie Kultury Fizycznej, było tylko jedno miejsce. Złożyłem papiery i... ruszyłem w świat. A że rosyjski był mi od dziecka bliski, bo moja rodzina pochodzi ze stron wschodnich, było mi łatwiej. Tata wywodzi się z Grodna, mama z okolic Solecznik i Lidy na Litwie.

[b]Pisał pan pracę u słynnego Aleksandra Gomelskiego. Na jaki temat?[/b]

Dotyczyła rzutu. Trzy rodzaje rzutu z wyskoku. Ostatnio wpadła mi ręce, z ciekawością do niej zajrzałem. To była praca z biomechaniki. Myślę, że bardzo twórcza, jak na tamte czasy. Stanowiła potem część profesury jednego z moich wykładowców, ale nie trenera Gomelskiego. Ze słynnym szkoleniowcem mieliśmy dużo zajęć. Był moim opiekunem grupy. On pomagał mnie, a ja jemu. Bardzo często demonstrowałem koszykarskie zachowania podczas zajęć, które prowadził. Nieżyjący już Aleksander Gomelski prowadził kursy w Afryce, w krajach arabskich. Tam zarabiał pieniądze. Byłem na każde jego zawołanie, grałem rolę i rozgrywającego, i centra, jak było trzeba. Mogłem się obudzić o 2 w nocy i wiedziałem, co do mnie należy, bo tych kursów odbyliśmy razem mnóstwo. Byłem chyba jego ulubionym studentem, bo mi się wspaniale odwdzięczył: pozwolił mi być blisko reprezentacji Związku Radzieckiego i CSKA Moskwa. Byłem z nimi na dwóch obozach, poznałem znakomitych zawodników, takich jak Heino Enden, Arvydas Sabonis, Rimas Kurtinaitis, Valdemaras Chomicius. Gdy kończyłem studia, byłem tak napakowany wiedzą, że gdyby ktoś dał mi wtedy do prowadzenia zespół ligowy, wszystkich trenerów przewyższałbym o klasę. Terminowałem przecież bezpośrednio u mistrzów olimpijskich.

[b]Ale schował się pan w Gorzowie. [/b]

Tak się życie potoczyło. Nie miałem w Polsce żadnych układów i dlatego trzeba było długo czekać, żeby się pokazać. Na początku było zabawnie, gdy z trzecioligową drużyną pracowałem w systemie mistrzów olimpijskich. Co prawda wygraliśmy tę ligę, ale w pierwszej rundzie ponieśliśmy chyba sześć porażek. Byliśmy doskonale przygotowani taktycznie, metodycznie, ale, niestety, ci chłopcy, zbyt surowi technicznie, przy dużej szybkości akcji gubili piłkę. To było dla mnie cenne doświadczenie. Dzisiaj, gdy sam wykładam na AWF i studiach trenerskich, mówię słuchaczom, żeby nie powielali moich błędów: najpierw nauczcie graczy techniki, wykształćcie sprawność, a potem dokładajcie do tego elementy taktyczne.

[b]Spotykał się pan potem ze słynnymi koszykarzami. Na przykład z Kurtinaitisem, gdy ten pracował w Polsce? [/b]

Dwa razy spotkałem się z Sabonisem. Raz byliśmy na wspólnym weselu w Solecznikach na Litwie, w rodzinnych stronach mojej mamy. Miałem też niespodziewane spotkanie z Chomiciusem. We Francji, gdzie pojechałem z młodzieżą na turniej. Nawet nie wiedziałem, że on gra w Chalon. Gdzieś tam mnie odnalazł, sympatycznie pogadaliśmy. W tamtej ekipie było wielu fajnych ludzi. Na przykład Tiit Sokk, trochę niedoceniany łotewski rozgrywający. Ale kontaktów z nimi w tej chwili nie mam. Ot, czasem spotykam któregoś na lotnisku.

[b]Klub z Gorzowa, z którym zdobył pan wicemistrzostwo Polski kobiet, nazywa się KSSSE AZS PWSZ. Nie za dużo liter? [/b]

To wymóg czasu. Liter jest dużo, ale ten sponsor na to zasługuje. Sam wolę wymieniać nazwę klubu w pełnym brzmieniu: Kostrzyńsko-Słubicka Specjalna Strefa Ekonomiczna AZS Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie. Skrót jest nieco skomplikowany, ale bardzo ważny, znając finansowe wymogi sportowej rzeczywistości.

[b]Jesteście absolutną rewelacją rozgrywek ekstraklasy. 15 spotkań bez porażki. Skąd te sukcesy? [/b]

Z właściwej oceny zawodniczek i odpowiedniego ich traktowania. Opracowałem metodę bardziej wszechstronnie oceniającą gracza niż tradycyjnie stosowany ranking, tzw. evaluation, który uwzględnia tylko siedem elementów technicznych bez odnoszenia się do czasu gry. Ja rozpatruję aż 27 elementów gry w obronie i w ataku, w korelacji z minutami spędzanymi przez koszykarkę na parkiecie. Mam obraz poziomu jej gry w całym sezonie. Orientuję się, kto jaką wartość prezentuje i ile powinien zarabiać. O kogo muszę walczyć i komu jakie pieniądze mogę zapłacić. Wielu ludzi w naszej koszykówce działa na nosa. Ja, dzięki tej metodzie, po prostu wiem, na kogo mam postawić, nie mylę się przy selekcji. Drugi czynnik sukcesów to wymaganie od zawodniczek bezwzględnego podporządkowania się koszykówce. I jeszcze trzeci – dbanie o Polki pełniące ważne role w zespole. Płacenie im na początku, a później zawodniczkom zagranicznym, jeżeli cokolwiek zabraknie. Akurat w Gorzowie do tej pory nie zabrakło.

[b]Wiceprezesem klubu był początkowo Kazimierz Marcinkiewicz. [/b]

Aż do momentu, gdy został premierem. Do dzisiaj mam bardzo dobre relacje z Kazikiem, który wciąż bardzo nam kibicuje. Gdyby nie jego pomoc w początkowym okresie, nie byłoby koszykówki w Gorzowie. Gdy tu wróciłem z Wrocławia, spotkałem trzech wspaniałych ludzi – Irka Madeja, wiceprezesa klubu, kanclerza szkoły Romana Gawroniaka, który wtedy budował Państwową Wyższą Szkołę Zawodową. Wszystko było na niej oparte. Twórcą szkoły był m.in. Kazimierz Marcinkiewicz. Nasze wspólne spotkanie zaowocowało tym, że postawiliśmy na koszykówkę. To oni przekonali mnie, żeby z poziomu trenera ekstraklasy zejść na poziom trenera od zera. Był rok 2000. Dziś bardzo mi brakuje bliskiej współpracy z Kazimierzem. Cenię ludzi, którzy nie są raptusami, a to człowiek bardzo wyważony. Mogą być różne zdania na jego temat, ale ja mam jedno: to osoba, która nigdy nie podejmuje pochopnych decyzji. Budowanie z nim zespołu z długoletnią perspektywą układało się po prostu idealnie.

[b]Metody selekcji i pracy w klubie przydadzą się w prowadzeniu kadry? [/b]

Będę się starał powielać w reprezentacji to, co jest dobre i sprawdzone. Na przykład nigdy zaraz po meczu nie rozmawiam z zawodniczką o jej grze. Dopiero po przeanalizowaniu spotkania, a taka analiza pochłania 3,5–4 godziny. Każdą akcję trzeba obejrzeć na wideo, cofnąć, przewinąć, obserwować zachowania i w obronie, i w ataku. Po takim seansie dokładniej wiem, nad czym pracować na treningu, bo widzę, jakie są błędy. Nieważne, czy wygraliśmy mecz 40 punktami, czy przegraliśmy 30 – każde spotkanie trzeba zanalizować. Ludzie tego nie doceniają, ale oglądając swój mecz, patrzysz też na drużynę przeciwnika. Analizując kilkakrotnie spotkania Euroligi i mając po przeciwnej stronie prowadzącego drużynę Bourges trenera mistrzyń Europy Francuzek, czy szkoleniowców reprezentacji Węgier i Czech w Sopronie i USK Praga, zawsze można zauważyć coś ciekawego.

[i]Rozmawiał Marek Cegliński[/i]

[ramka] [b]Dariusz Maciejewski [/b]

Urodzony 8 marca 1964 r., trener klasy mistrzowskiej. Absolwent Moskiewskiego Instytutu Kultury Fizycznej (1985–1990).

[b]Przebieg pracy trenerskiej:[/b]

1990 – 1993 Akori Gorzów i Warta Gorzów (mężczyźni – awans do II ligi)

1993 – 1998 Stilon Gorzów (kobiety – ekstraklasa)

1998 – 2000 Ślęza Wrocław i Dekoral Wrocław (kobiety – ekstraklasa)

2000 – 2001 GTK-AZS PWSZ Gorzów. (awans do I ligi)

od 2001 AZS-PWSZ Gorzów Wlkp. (awans do ekstraklasy w 2004 i stały postęp w kolejnych sezonach)

2005, 2007, 2009 – trener uniwersjadowej reprezentacji Polski

2005 II trener reprezentacji Polski

2006 trener reprezentacji Polski do lat 20

od 2010 pierwszy trener reprezentacji Polski [/ramka]

[ramka] [b]Sukcesy: [/b]

- mistrzostwo Polski kadetek (1997)

- mistrzostwo Polski juniorek (1998)

- akademickie mistrzostwo Polski (2002, 2003, 2008, 2009)

- akademickie wicemistrzostwo Europy (2004, 2005)

- akademickie mistrzostwo Europy (2006)

- brązowy medal Uniwersjady (2007)

- brązowy medal mistrzostw Polski seniorek (2008)

- srebrny medal mistrzostw Polski seniorek (2009) [/ramka]

[b]Z klubem z Gorzowa od dziesięciu lat stale pnie się pan w górę. Do tego doszła nominacja na trenera reprezentacji seniorek. Czy uważa się pan za człowieka sukcesu? [/b]

[b]Dariusz Maciejewski, trener reprezentacji Polski koszykarek:[/b] Dla mnie wykładnikiem sukcesu jest to, że już 20. rok poświęcam koszykówce wielką część mojego życia i – poza rodziną – wciąż jest ona dla mnie najważniejsza. Mam nadzieję, że potrafię przełożyć swoje zafascynowanie tą dyscypliną na wyniki z reprezentacją. Z własnego doświadczenia wiem, że marzenia, które wydają się mało realne z punktu widzenia „dzisiaj”, spełniają się szybciej niż można było oczekiwać. Trzeba tylko maksymalnie poświęcić się temu, co się robi. A kobiety są bardzo wdzięcznym partnerem do takiej pracy.

Pozostało 94% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!