Nie powiedzieli o mgle

Meteorolodzy polskiej armii nie śledzili pogody nad Smoleńskiem. Wojskowi piloci: należało to zrobić

Publikacja: 04.05.2010 02:17

Nie powiedzieli o mgle

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Jedną z hipotez, które bada prokuratura wojskowa ustalająca przyczyny katastrofy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem, jest zła organizacja i zabezpieczenie lotu, w tym nieprawidłowości polskiego i rosyjskiego personelu naziemnego. Według informacji „Rz” prokuratura zabezpieczyła dokumenty z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych (CHSZ).

 

 

Wojskowe Centrum Hydrometeorologii, które odpowiada za informowanie pilotów o warunkach meteorologicznych, o złej widoczności z powodu mgły w okolicach lotniska Smoleńsk-Siewiernyj dowiedziało się dopiero kwadrans przed katastrofą (jeśli przyjmiemy, że Tu-154 uderzył w ziemię o godz. 8.41) – ustaliła „Rz”.

Depesza synoptyczna lotniska Okęcie była alarmująca: „widoczność w Smoleńsku do 500 metrów, niebo niewidoczne”.

Tymczasem piloci prezydenckiego tupolewa z 96 osobami na pokładzie ostatnią depeszę o warunkach atmosferycznych w Smoleńsku otrzymali tuż przed wylotem z Okęcia o 7.27. Pochodziła z godz. 5.00 i – jak się później okazało – była już dawno nieaktualna. Mówiła o dobrej widoczności w Smoleńsku. Nie było informacji ostrzegawczej o mającej nadejść gęstej mgle.

Kolejna depesza dotarła do Polski po trzech godzinach. Około 8.25 dyżurny meteorolog lotniska Okęcie przekazał kontrolerowi Okęcia informacje z depeszy synoptycznej z cywilnej stacji meteorologicznej w Smoleńsku o wystąpieniu bardzo gęstej mgły z widocznością do pół kilometra. Dane te pochodziły z godz. 8.00. Tu-154 od ponad pół godziny był już w powietrzu. Ale nikt nie ostrzegł pilotów.

Kto powinien to zrobić? Oprócz Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych również Centrum Operacji Powietrznych (COP), które zgodnie z instrukcją szefa MON odpowiada za nadzór w zakresie zabezpieczenia lotów statków powietrznych oznaczonych jako „Head” (najważniejsze osoby w Rzeczypospolitej – tzw. VIP).

Dlaczego nie zaalarmowało Tu-154 o dramatycznie pogarszających się warunkach i nie nakazało mu lądowania na lotnisku zapasowym?

 

 

Przyczyną był brak procedur. Kiedy bowiem służby polskie wiedziały już o złych warunkach pogodowych w Smoleńsku, prezydencki tupolew zbliżał się do lotniska Siewiernyj. Był zatem w rosyjskiej strefie powietrznej i to od tamtejszych służb powinien otrzymać informację o zmianie warunków atmosferycznych. Potwierdza to ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych.

– Informacji na wniosek załogi udziela kontrola obszaru powietrznego, w którym w danej chwili znajduje się statek powietrzny, lub kontroler lotniska Smoleńsk-Siewiernyj – mówi.

Dziś nie wiadomo, czy rosyjski kontroler to zrobił i jak brzmiały przekazane polskim pilotom komunikaty. Być może wyjaśni to zapis z czarnych skrzynek. Szef komisji badającej przyczyny katastrofy Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych i administracji, odmówił „Rz” udzielenia takich informacji.

Jednak i Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych, i Centrum Operacji Powietrznych mogły taką informację przekazać Tu-154 za pomocą łączności radiowej.

– Jest taka techniczna możliwość, ale się tego nie praktykuje – tłumaczy ppłk Kupracz. I zastrzega: – Warunków atmosferycznych do lądowania nie określa Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych, lecz kontroler lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, który podaje je załodze.

Jak przyznaje anonimowo wojskowy pilot, można by to zmienić, ale trzeba by wprowadzić odpowiednie regulacje. – W przypadku takich lotów jak do Smoleńska ani CHSZ, ani COP nie mają żadnych możliwości reagowania, zakazania lądowania i kierowania na inne lotniska. Muszą być procedury, bo nikt, nawet szef COP, nie wydałby polecenia „nie lądujcie”. Powód? – Natychmiast straciłby stanowisko – tłumaczy.

 

 

W dodatku Centrum Hydrometeorologii dane meteorologiczne otrzymuje na bieżąco ze wszystkich lotnisk komunikacyjnych będących w wykazie ICAO. Ale jak wynika z informacji „Rz”, dane z lotniska Smoleńsk-Siewiernyj nie są dostępne w międzynarodowej sieci wymiany danych meteorologicznych. To oznacza, że dane meteo są przekazywane nie co godzinę, ale co trzy. Są też bardziej skąpe, np. nie wysyła się informacji ostrzegawczych. Poza tym lotnisko Smoleńsk-Siewiernyj nie ma stacji meteorologicznej, która dokonuje pomiarów.

Kontroler określa więc warunki panujące na lotnisku niejako na oko – widoczność na pasie startowym wyznacza się według punktów orientacyjnych, m.in. słupów, drzew, pasa.

– Jeśli lotniska nie ma np. w światowych bazach, na miejscu dodatkowo powinien być nasz człowiek, który przekazywałby na bieżąco informacje o pogodzie czy o stanie pasa lotniska – przekonuje jeden z pilotów wojskowych. – Ale tak się nie dzieje.

Dlaczego? – Zawsze chodzi o oszczędności, a w razie wysłania takiej osoby na miejsce trzeba by było przecież zapłacić jakąś dietę – twierdzi nasz informator. – Zresztą panuje przekonanie, że piloci zawsze sobie poradzą.

 

 

W marcu 2008 roku, ponad miesiąc po katastrofie CASY, rozkazem nr 46 dowódcy Sił Powietrznych znowelizowano tabelę minimalnych warunków atmosferycznych do lądowania w zależności od wyposażenia lotniska, wyszkolenia załóg i kategorii statku powietrznego. Czy kiedy samolot prezydencki podchodził 10 kwietnia do lądowania, minimalne warunki były spełnione? Tego dziś nie wiadomo – ustala to prokuratura.

Choć Tu-154 miał pokładowy ILS (system naprowadzania umożliwiający lądowanie przy znikomej widoczności, np. w mgle lub śnieżycy), nie działał on na rosyjskim lotnisku. Na Siewiernym działa system PRMG, który nie jest kompatybilny z ILS.

 

 

Według wojskowych pilotów, z którymi rozmawiała „Rz”, w przypadku lotów z ważnymi osobami Centrum Hydrometeorologii i Centrum Operacji Powietrznych powinny się zajmować określaniem warunków panujących na lotniskach ubogo wyposażonych, takich jak Siewiernyj.

– A można to zrobić, skoro można dokładnie określić, jaka jest pogoda np. na Madagaskarze. Tylko ktoś musi się tym zainteresować – mówi jeden z nich.

O zabezpieczaniu lotu do Smoleńska mówią: bierność, chaos i pozostawienie załogi samej sobie.

– Wygląda na to, że dwaj piloci postanowili, iż w sobotę polecą do Smoleńska, i zdecydowali się jeszcze na zaproszenie prezydenta – mówi z żalem jeden z pilotów.

 

 

Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych otrzymuje na bieżąco dane meteorologiczne ze wszystkich lotnisk komunikacyjnych będących w wykazie Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Nie ma w nim lotniska w Smoleńsku. Dane pochodzą ze specjalnej sieci wymiany danych. Pochodzą z depesz METAR (format raportu o pogodzie używany m.in. w meteorologii lotniczej) opracowywanych przez lotniskowe stacje meteorologiczne. Są przekazywane za pośrednictwem IMiGW, sieci AFTN (międzynarodowej sieci komunikacji między służbami ruchu lotniczego i użytkownikami przestrzeni powietrznej) oraz z lotnisk wojskowych NATO. Dane te otrzymywane są przez całą dobę (z wyjątkiem lotnisk, których czas pracy został inaczej określony w AIP, tj. zbiorze informacji zawierającym dane o lotniskach, drogach lotniczych i obowiązujących procedurach) i są przekazywane do wszystkich komórek meteorologicznych Sił Zbrojnych RP – średnio co godzinę. Przekazuje się je pilotom jako jedne z najważniejszych określających bezpieczeństwo lotów.

 

 

MON i współpracownicy prezydenta Lecha Kaczyńskiego zrzucają na siebie odpowiedzialność za obecność dowódców wojskowych na pokładzie samolotu, który rozbił się 10 kwietnia. Według Radia TOK FM Bogdan Klich, minister obrony narodowej, podpisał zgodę na ich wyjazd. Sam Klich zaprzecza, by wiedział o locie jednym samolotem dowódców wszystkich sił zbrojnych. Z kolei minister Jacek Sasin z Kancelarii Prezydenta w RMF FM stwierdził, że MON „miało pełną wiedzę o szczegółach transportu polskiej delegacji”. Mówił, że listy gości z podziałem na miejsca w dwóch samolotach zostały wysłane do podległego resortowi obrony Dowództwa Sił Powietrznych i do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Tran- sportowego. Według niego Klich, zgadzając się na wyjazd, musiał wiedzieć, że generałowie polecą z prezydentem, bo zawsze tak było. – Albo minister wiedział i teraz nie chce się przyznać, albo nie wiedział, ale znaczyłoby to, że minister nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w wojsku – przekonuje Sasin.  —i.k., pek

 

 

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorów: i.kacprzak@rp.pl, p.kubiak@rp.pl

Jedną z hipotez, które bada prokuratura wojskowa ustalająca przyczyny katastrofy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem, jest zła organizacja i zabezpieczenie lotu, w tym nieprawidłowości polskiego i rosyjskiego personelu naziemnego. Według informacji „Rz” prokuratura zabezpieczyła dokumenty z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych (CHSZ).

Wojskowe Centrum Hydrometeorologii, które odpowiada za informowanie pilotów o warunkach meteorologicznych, o złej widoczności z powodu mgły w okolicach lotniska Smoleńsk-Siewiernyj dowiedziało się dopiero kwadrans przed katastrofą (jeśli przyjmiemy, że Tu-154 uderzył w ziemię o godz. 8.41) – ustaliła „Rz”.

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!