– Na statku pełno było krwi – relacjonowała turecka aktywistka Nilufer Cetim, trzymając na rękach niemowlę. Dzięki temu, że miała ze sobą małe dziecko, Izraelczycy nie zamknęli jej w więzieniu tak jak inne osoby zatrzymane na pokładach statków Flotylli Wolności. Została deportowana do Stambułu, gdzie we wtorek rozmawiała z dziennikarzami.
– Izraelczycy próbowali zatrzymać konwój. Strzelali w powietrze. Potem wdarli się na pokład. Zachowywali się niezwykle brutalnie – mówiła Turczynka. Podczas ataku znajdowała się na tureckim statku „Mavi Marmara”, na którym doszło do najkrwawszych starć. To tam komandosi zastrzelili dziesięć osób.
[wyimek]610 aktywistów znalazło się w więzieniu w Beer Szewie. Prawdopodobnie zostaną deportowani[/wyimek]
Do domu wróciło też sześciu Greków, którzy znajdowali się na statku „Sfendoni”. – Strzelali do nas plastikowymi kulami, razili nas prądem i okładali pałkami – relacjonował Dimitris Gielalis. Według Greków Izraelczycy brutalnie bili aktywistów również na lądzie, podczas przesłuchań po internowaniu Flotylli w porcie Aszdod. Informacji tych nie udało się potwierdzić, gdyż reszta aktywistów – około 600 osób – została zamknięta w izraelskich więzieniach. Wczoraj wieczorem pojawiły się informacje, że Izrael zamierza deportować wszystkich zatrzymanych. – Nie mamy z nimi żadnego kontaktu. Odebrano im telefony. Nadal nie wiadomo, kto zginął, kto został ranny. Rodziny odchodzą od zmysłów. To, co robi Izrael, jest nieludzkie – powiedziała „Rz” Greta Berlin z Ruchu na rzecz Wolnej Gazy, który zorganizował rejs.
Do ataku na Flotyllę Wolności – konwój sześciu statków z pomocą humanitarną dla zamkniętej przez Izrael Strefy Gazy – doszło o godzinie 4 nad ranem w poniedziałek. Komadosi przypuścili szturm po tym, gdy konwój odmówił skierowania się do portu w Aszdod, gdzie Izraelczycy chcieli skontrolować zawartość ładowni.