Poseł Janusz Palikot (PO) przyjedzie dziś do podlubelskiej Bogdanki i z kończącymi szychtę górnikami wypije piwo w pobliskim barze. Przy okazji zaprezentuje nową wersję piosenki „Wybory 2010”, której tekst nawołuje, by nie głosować na Jarosława Kaczyńskiego.
Podobnych happeningów w tej kampanii Palikot zorganizował kilkanaście, a najsłynniejszy odbył się pod przykrywką pikniku rodzinnego podczas spotkania prezesa PiS z mieszkańcami Lublina. – Działania posła Palikota pokazują, że prowadzony w gabinetach, schowany przed mediami świat polityki jest nieciekawy – uważa dr Rafał Zimny, współautor „Słownika polszczyzny politycznej po 1989 roku”. – A to, co przyciąga widzów i wyborców, to teatr polityczny.
Dlaczego? – To wynika z ludzkiej potrzeby doświadczania emocji i chęci przeżywania czegoś ciekawego – tłumaczy dr Bartłomiej Biskup, specjalista od marketingu politycznego z UW. – Politycy w kampanii muszą przyciągnąć wyborców, a robią to głównie poprzez media, więc wybierają taki przekaz, który się lepiej w mediach sprzeda. I zamiast nudnej konferencji mamy polityka stojącego na stercie dokumentów.
Taką metodę zastosowali też politycy Prawa i Sprawiedliwości. Ubrani w hippisowskie stroje Marek Migalski, Paweł Poncyljusz i Elżbieta Jakubiak towarzyszyli niedawno młodym sympatykom PiS, którzy śpiewali przed gmachem TVP „Give Peace a Chance” Johna Lennona.
Miała to być odpowiedź na ataki Donalda Tuska pod adresem Kaczyńskiego. – Premier spodziewał się równie agresywnej riposty, a my wybraliśmy żart – tłumaczy Poncyljusz. Dodaje, że takie akcje są adresowane nie tyle do wyborców, ile do politycznych przeciwników.