Najgorsze było pierwsze 17 dni. – Czuliśmy się jak pogrzebani żywcem – opowiadał jeden z uratowanych górników Marion Sepulveda w wywiadzie udzielonym niedzielnemu wydaniu „Daily Mail”. – Czekaliśmy na śmierć – mówił z kolei 27-letni Richard Villarroel w wywiadzie dla „Washington Post”.
5 sierpnia zaczął się jak każdy inny dzień. Do tragedii doszło w porze obiadu. W wyniku wypadku zasypany został cały korytarz. Górnicy zostali uwięzieni na głębokości ok. 700 m pod ziemią. Przeżyli, bo chodniki o długości 2 km nie zostały zasypane. 40-letni Mario Sepulveda opowiedział, jak żyli w totalnej ciemności, pod ziemią, gdzie upał (33 stopni Celsjusza) był nie do wytrzymania. – Było strasznie gorąco. Rozebraliśmy się do samej bielizny, a i tak cały czas byliśmy spoceni – opowiada. – Powietrze było tak złe, że piekły nas oczy. Wszyscy kasłaliśmy. Czuliśmy się jak w brudnej saunie.
Richard Villarroel mówi z kolei, że codziennie jedli tylko mały kawałek tuńczyka i pili wodę zmieszaną z olejem. – W ostatnich dniach chyba żaden z nas nie wierzył, że zostaniemy uratowani – mówi Sepulveda.
Ratownicy namierzyli górników po 17 dniach. Przez wydrążony szyb dostarczali im wodę i jedzenie. Było łatwiej, ale i tak nie obeszło się bez spięć. Daniel Sanderson, górnik, którego zmiana skończyła się godzinę przed katastrofą, twierdzi, że między uwięzionymi górnikami dochodziło nawet do bójek. Były też chwile słabości i załamania. – Zdarzało mi się płakać, ale odchodziłem wtedy daleko od innych, żeby nie widzieli – mówił Sepulveda.
– Byliśmy zbyt zajęci utrzymywaniem się przy życiu, więc nie mieliśmy czasu na myślenie o seksie – zdradził Sepulveda. Górnicy także nie poruszali na poważnie tego tematu w rozmowach, bo byłoby to „zbyt bolesne”. Czasem tylko żartowali. Po wyjściu na powierzchnię umówili się, że na razie będą milczeć. Jednak już co najmniej dwóch górników udzieliło wywiadów.