Cały dzień trwała wczoraj w Trybunale Konstytucyjnym rozprawa, na której ważyły się losy uchwalonego przez parlament w styczniu kodeksu wyborczego. Do zamknięcia tego wydania "Rz" sędziowie nie wydali orzeczenia, od którego zależy, jakie zasady będą obowiązywały podczas jesiennych wyborów.
Wiele zapisów kodeksu, m.in. dotyczące możliwości dwudniowego głosowania, wprowadzające wybory do Senatu w 100 jednomandatowych okręgach, umożliwiające głosowanie przez pełnomocnika oraz korespondencyjne zaskarżyła do TK grupa posłów PiS. – Kodeks wyborczy wpisuje się w tendencję ograniczania praw partii opozycyjnych – mówił w imieniu wnioskodawców poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS). Jak ocenił, kodeks stanowi zagrożenie dla "jakości demokracji".
Pełnomocnik PiS przed Trybunałem europoseł Janusz Wojciechowski podkreślał z kolei, że na trzy tygodnie przed ogłoszeniem wyborów ciągle nie wiadomo, na jakich zasadach będą przeprowadzone. Przypomniał, że z ducha konstytucji i orzecznictwa TK wynika zasada "ciszy legislacyjnej", która powinna panować na sześć miesięcy przed wyborami.
Jaka ordynacja
Wątpliwościom dotyczącym przepisów wprowadzających kodeks wyborczy poświęcono wczoraj w Trybunale najwięcej miejsca. Zgodnie z nimi to, czy będziemy głosować jesienią według przepisów dotychczasowej ordynacji, czy nowego kodeksu, zależy od prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jeśli decyzję o zarządzeniu wyborów podejmie do końca lipca, będą obowiązywać stare przepisy. Jeśli zrobi to w sierpniu – nowe.
– To jest niewyobrażalna sytuacja, w której to, na jakich zasadach odbędą się wybory, zależy od władzy wykonawczej, a nie ustawodawczej – oburzał się Wojciechowski.