Na uzupełnienie dokumentacji po katastrofie wskazują ustalenia śledczych badających wydarzenia tragicznego dnia. Rozmówcy "Rz" mówią, że przyczyna błędu dyżurnego ruchu ze Starzyn mogła być banalna.
Kilkanaście minut przed zderzeniem pociągów w sobotnią noc jadący z Warszawy "Matejko" wyjechał z jednotorowego szlaku. Andrzej N., dyżurny posterunku Starzyny, nie przełożył mu zwrotnicy i pociąg pomknął dalej po niewłaściwym torze – naprzeciw pociągu z Przemyśla do Warszawy.
W książce raportowej posterunku Starzyny jest informacja o wydaniu maszyniście "Matejki" tzw. sygnału zastępczego. Gdyby to była prawda, wiedziałby, że jedzie po innym torze, niż to było przewidziane.
Sygnał zastępczy stosuje się w wyjątkowych, awaryjnych sytuacjach. – Podjęcie decyzji o puszczeniu składu na SZ, czyli zastępczy, trzeba wielokrotnie analizować, informację wpisać do książki raportowej, każdy sygnał ma swój numer. Procedury wymagają, by dyżurny, jak podejmie decyzję o SZ, sprawdził osobiście na torach, czy zwrotnicę przestawił – tłumaczy nam doświadczony dyżurny ruchu.
– Codziennie rano sprawdzam rejestry stanów awaryjnych, które zapisują użycie sygnału zastępczego dla pociągu. Nasz okręg ma 600 km tras, użycie SZ mogę wymienić na palcach jednej ręki – mówi Adam Młodowski, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Kielcach, przełożony Andrzeja N.