Tuż po świętach, 10 kwietnia, przestanie działać portal odsprzedaży biletów UEFA (https://ticketing.uefa.com/euro2012-pl/default.aspx). To już naprawdę ostatnia szansa, by zdobyć przed mistrzostwami Europy atrakcyjne wejściówki w dobrej cenie.
Będzie wprawdzie na tym portalu jeszcze jedna tura sprzedaży, w maju, ale trafią do niej tylko bilety, na które nie było chętnych, prawdopodobnie wyłącznie na mecze na Ukrainie. Przede wszystkim te w najbardziej odległych od nas miastach, w Doniecku czy Charkowie, od których odstraszają ceny połączeń lotniczych i noclegów. A teraz mamy jeszcze szansę kupić bilety najbardziej rozchwytywane: na mecze Polski, na spotkanie Włochy – Hiszpania w Gdańsku, na polskie ćwierćfinały i półfinał w Warszawie. I to kupić je po cenie bliskiej nominalnej, kilka razy taniej niż na nielegalnym lub półlegalnym rynku wtórnym, bez obaw, że trafimy na oszusta.
Kilka razy taniej
Europejska federacja piłkarska UEFA do ceny nominalnej doliczy wprawdzie 10 proc. prowizji i pobierze opłatę manipulacyjną, 40 zł. Ale ceny i tak są bezkonkurencyjne. Najtańszy bilet na mecz otwarcia Polska – Grecja kosztuje 180 zł, najdroższy, na najlepsze miejsca na stadionie, 1000 zł.
Dla porównania: u zagranicznych brokerów sprzedających bilety na mecze piłkarskie jest kilka razy drożej. Np. na worldticketshop.com bilety na Polska – Grecja kosztują minimum 269 funtów (dziś ponad 1350 zł) plus koszty wysyłki. Na footballevents.nl – od 395 euro (ponad 1640 zł) w górę.
Tacy zagraniczni brokerzy działają półlegalnie. Łamią przepisy UEFA o zakazie handlu biletami na własną rękę, ale nie łamią prawa krajów, w których są zarejestrowani (w Polsce mieliby problemy, bo odsprzedawanie biletów po wyższej cenie jest karalne). Poza tym wiedzą, że są zbyt dużymi graczami, by UEFA wikłała się w walkę z nimi. Z niektórymi – nieoficjalnie – federacja nawet współpracuje.