Rosyjscy kibice planują na wtorek marsz przez stolicę. Chcą uczcić swoje święto państwowe. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie całe mnóstwo sprzeczności i emocji, które narosły wokół tego dnia. Pomińmy fakt, że demonstracja polityczna na turnieju piłkarskim to rzadkość, niezgodna z zasadami UEFA.
Aleksandr Szprygin, szef Wszechrosyjskiej Unii Kibiców, przekonuje, że rosyjscy fani chcą uczcić deklarację suwerenności Federacji Rosyjskiej, co było faktycznym końcem ZSRR - 12 czerwca 1990 r. On sam kojarzony jest jednak z obozem Putina. Szprygin ps. Kamancha, członek nacjonalistycznej partii, jest szefem kiboli Dynama Moskwa, a ci inaczej niż większość fanów innych zespołów - uchodzą za stronników Kremla. Czerwone flagi z symbolami sierpa i młota, którymi jego ludzie chcą powiewać w Warszawie, nijak mają się do obchodów końca ZSRR, a mogą przysłużyć się sprowokowaniu zamieszek.
Z naszych rozmów z rosyjskimi kibicami wynika, że mało kto szykuje się na polityczną demonstrację. Większość mówi o zwykłym przemarszu. Podobnym do tego, jaki w niedzielę w Charkowie na Ukrainie zorganizowali fani Holandii. Rosyjscy kibice wystąpili do stołecznego ratusza jedynie o pomoc w zabezpieczeniu przejścia. A cała reszta to medialne domysły wspierane przez propagandowe echa Moskwy. Eksperci, z którymi rozmawiała „Rz", nie wykluczają, że inicjatywa marszu miała ciche wsparcie Kremla. Ewentualne zamieszki byłyby spójne z moskiewską propagandą przedstawiającą Polskę jako kraj paranoicznie uprzedzony do Rosji.
Wszystko wskazuje na to, że sprawa wyciszy się sama. Tym bardziej że nawet wśród polskich kibiców panuje opinia, iż cała sprawa była prowokacją. - Zorganizujemy kontrę, a w świat pójdzie przekaz „źli Polacy biją Rosjan" - ostrzegają.
psk, jak, p.k., ikr