Nie mam zamiaru podważać zasług Lecha Wałęsy. W 1995 roku byłem w jego sztabie wyborczym. Jakoś nie przypominam sobie, żeby w tym trudnym dla niego okresie ktoś poza „Solidarnością" podał mu rękę. Przeciwnie, politycy z dzisiejszej PO, ci sami, którzy dziś tak za nim stają, wówczas go krytykowali i obrażali. A teraz co? Poprawność polityczna wymaga, żeby tak się za nim wstawiać? Zawsze staraliśmy się utrzymywać dobre stosunki z Lechem Wałęsą i pozostałymi przewodniczącymi związku. Jeżeli teraz one nie są poprawne, to nie z naszej winy. Gdy zostałem przewodniczącym NSZZ „S", to pierwsze moje kroki skierowałem do Lecha Wałęsy i do księdza arcybiskupa Leszka Sławoja Głódzia. Pamiętam o jego zasługach, ale on też musi pamiętać, że wszystko, co osiągnął, zawdzięcza ludziom „Solidarności". Tak samo jak i ja.
Uważa pan, że drogi związku i Lecha Wałęsy definitywnie się rozeszły?
Nie mogę uważać inaczej po słynnych słowach pana przewodniczącego, że związkowcy powinni zostać spałowani za zablokowanie Sejmu podczas debaty o wieku emerytalnym. Te słowa bardzo mnie zabolały. Przecież pan prezydent obserwował sytuację i widział, że nie urwaliśmy się z choinki, tylko wszystkie nasze działania dotyczące referendum emerytalnego zostały odrzucone. Krytykował też nasze pytania dotyczące referendum emerytalnego: że głupie i złe. A przecież jako prezydent sam chciał rozpisać referendum w sprawie uwłaszczenia i jego pytania wcale nie były lepsze, bo sprowadzały się do tego: czy chcesz być młody, piękny i bogaty. Najwyraźniej punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nasz związek będzie wszelkimi siłami bronił praw pracowniczych, nie oglądając się na poprawność polityczną. Pan prezydent zaś w tych sprawach stał się bardzo liberalny.
Nie tylko Lech Wałęsa krytykował związki za protesty w sprawach emerytur. Eksperci i pracodawcy uważają, że to jest konieczne, a związki, protestując, działają w rzeczywistości na niekorzyść społeczeństwa.
Nie usłyszałem żadnych przekonujących argumentów za podniesieniem wieku emerytalnego do 67 lat. Po prostu Unia Europejska, a właściwie kanclerz Angela Merkel, postanowiła, że trzeba podwyższać wiek emerytalny, i nasz premier to wprowadził. Tyle że warunki pracy niemieckiego robotnika i polskiego są nieporównywalne. A ci pracodawcy, co tak krzyczą o podwyższaniu wieku emerytalnego, pierwsi będą zwalniać starszych pracowników. Bo chcą mieć młodych, zdrowych i najlepiej na umowę śmieciową, żeby nie płacić składek na ZUS.
Podobnie dzieje się w innych krajach.