Politycy Platformy nie mają wątpliwości. Donald Tusk, wychodząc niespodziewanie z propozycją refundacji zabiegów in vitro ugasił polityczny pożar, jaki wywołała jego własna partia, głosując za zaostrzeniem ustawy aborcyjnej.
Od kilku tygodni na Platformę sypały się gromy ze strony środowisk liberalno-lewicowych, dotąd partii Donalda Tuska raczej życzliwych. – Premierowi udało się ugasić ideologiczną wojnę, która w czasach kryzysu mogła stać się pożywką dla lewicy. Proponując refundację, przełamał trwający impas, ale wskazał też na konieczność ochrony zarodka, czyli życia poczętego – podkreśla Jacek Żalek z PO.
Jednocześnie, jak wskazują inni politycy partii, premier pokazał, że to on jest prawdziwym i jedynym liderem, który jest w stanie równoważyć oba skrzydła w Platformie. – Ukrócił tym samym zakusy Grzegorza Schetyny, który próbował kreować się na lidera frakcji liberalnej, otwartego w kwestiach światopoglądowych – mówi poseł PO.
To opinia dość powszechna w PO. Większość posłów odetchnęła z ulgą, że na jakiś czas będzie spokój, jeśli chodzi o spory ideologiczne. Zasadnicze pytanie jednak brzmi, jak długo ten spokój potrwa.
Oficjalnie specjalny zespół w Platformie wciąż pracuje nad kompromisową wersją ustawy o in vitro. Bo zapowiedziany przez premiera i ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza program zdrowotny, w ramach którego ma być refundowane in vitro, docelowo ma być uzupełnieniem ustawy. To posłowie mają zdecydować m.in. o ewentualnym mrożeniu zarodków oraz o tym, komu ma przysługiwać refundacja (wszystkim parom czy tylko małżeństwom). W tych kwestiach nie ma jednak w PO kompromisu. I wiele wskazuje, że prędko go nie będzie.