"Rz": Czy gdyby stałby pan na czele SLD, to namawiałby pan do udziału w referendum przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz, czy poszedłby pan wzorem prezydenta i premiera zapowiadających publicznie swoją absencję w referendum?
Włodzimierz Cimoszewicz:
Apelowałbym o udział w głosowaniu, bo w ten sposób obywatele korzystają ze swoich demokratycznych praw. Moim zdaniem Gronkiewiczowa nie zasługuje na odwołanie, choć jej obecnie skrywana arogancja i wieloletnie niekomunikowanie się z mieszkańcami Warszawy mają prawo irytować. Jako Warszawiak, mogę na podstawie własnego doświadczenia stwierdzić, że od 40 lat nie było w tym mieście tak wielu ważnych inwestycji i za to należy się uznanie. A za głupiutkie i dość pechowe chwalenie się nimi raczej uśmiech politowania niż bezpardonowa krytyka.
Jak pan ocenia wypowiedzi głowy państwa i szefa rządu, do których dołączył również prymas Polski?
Apel premiera o niegłosowanie i niefortunna deklaracja prezydenta są nie do przyjęcia. Panowie, jeśli uważacie, zapewne słusznie, że opozycja bawi się warszawskim referendum, żeby dokuczyć waszej partii, to stańcie do pojedynku i wygrajcie go, zwłaszcza, że w tym przypadku macie silne argumenty. Sztuczka z obniżaniem frekwencji, to manipulacja. Gdybym teraz mieszkał w Warszawie, to poczułbym się tym zmobilizowany do głosowania. Za takie zabawy wyborcy czasem karzą polityków i teraz może być podobnie. Jeśli blisko ćwierć miliona ludzi podpisało wniosek o referendum, to pewnie mieli do tego powody i nie była to wyłącznie dyscyplina partyjna. Premier i prezydent zdają się tego nie rozumieć.