Taki obraz rysuje się po największym w historii wycieku tajnych informacji finansowych z panamskiej kancelarii adwokackiej Mossack Fonseca. Sama liczba dokumentów, 11,5 mln, przewyższa nawet przeciek w WikiLeaks w 2010 r. tajnych amerykańskich depesz dyplomatycznych czy opublikowanie dwa lata później przed Edwarda Snowdena systemu podsłuchów Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA).
Tym razem to „Süddeutsche Zeitung" uzyskała dzięki anonimowemu informatorowi dostęp do archiwum kancelarii Mossack Fonseca. Niemiecka gazeta włączyła do wielomiesięcznej pracy nad tą dokumentacją 105 innych mediów na całym świecie (w tym „Gazetę Wyborczą").
Dokumenty obejmują bardzo wiele krajów, bo kancelaria z Panamy pośredniczyła w powoływaniu i zarządzaniu przeszło 300 tys. spółek w takich rajach podatkowych jak Brytyjskie Wyspy Dziewicze. Ich prawdziwi właściciele mogli w ten sposób uniknąć płacenia podatków, ukryć swoje fortuny, a także pomnożyć majątek poprzez transakcje, które w normalnych warunkach zostałyby uznane za nielegalne.
Jednym z bohaterów skandalu jest Siergiej Roldugin, jeden z najbliższych przyjaciół Władimira Putina, który poznał przyszłego prezydenta Rosji z jego żoną Ludmiłą, a wiele lat później został ojcem chrzestnym ich córki, Marii. Muzyk z wykształcenia, Roldugin zawsze budował obraz skromnego artysty. A tu nagle okazuje się, że dzięki koneksjom z Putinem jest niezwykle majętnym człowiekiem z fortuną ocenianą na przynajmniej 100 mln euro. Ma m.in. 12,5 proc. udziałów w największej rosyjskiej agencji reklamowej Video International (1 mld dol. rocznych przychodów), udziały w producencie ciężarówek i broni Kamaz, i 3,2 proc. akcji Banku Rossija. Wszystko poprzez spółki offshore. Sam Bank Rossija jest zaś głównym narzędziem budowy fortuny najbliższego kręgu Putina. Przykład: ujawnione dokumenty pokazują, jak Jurij Kowalczuk, prezes Banku Rossija, wydał decyzję o przelaniu na konto spółki offshore Sandalwood Continental przynajmniej 1 mld dol. na niezwykle korzystnych warunkach.
Przypadek Roldugina to tylko przykład znacznie szerszego mechanizmu, dzięki któremu najbliżsi współpracownicy Putina zgromadzili bajeczne fortuny. Może z nich tak naprawdę bezpośrednio korzystać sam prezydent. Do tego grona mogą się zaliczać tacy przyjaciele rosyjskiego przywódcy jeszcze z czasów petersburskich, jak bracia Arkadij i Boris Rotenbergowie czy Giennadij Timczenko. Już w 2010 r. w depeszach ujawnionych przez WikiLeaks amerykańscy dyplomaci wskazywali, że sam Putin nie zarejestrował na swoje nazwisko znaczącego majątku.