Już widać, co nas czeka, jeśli były premier na dobre wróci do krajowej polityki. Pokazał to szczyt NATO.
Donald Tusk był jednym z gości szczytu NATO. Wydawało się, że zachowa się z klasą, ponad polityczną kalkulacją podkreślając polski sukces, jakim okazało się spotkanie przywódców Sojuszu. Tymczasem szef Rady Europejskiej pokazał, że nie zmienił się od czasów swojego premierostwa i nie przepuści okazji, żeby zaatakować przeciwników.
Pierwszego dnia szczytu Tusk wystąpił na konferencji u boku prezydenta USA Baracka Obamy i szefa KE Jeana-Claude'a Junckera. Mówił o konsekwencjach Brexitu, partnerstwie Unii z USA i potrzebie utrzymania na świecie demokracji liberalnej. Słowa o jej podważaniu były próbą skierowania uwagi na sytuację w rządzonej przez PiS Polsce.
Jeszcze wyraźniej Tusk zdradził swoje intencje podczas ostatniego zdjęcia grupowego uczestników szczytu. Kiedy liderzy państw NATO i instytucji UE ustawiali się do fotografii, wszedł do sali jako jeden z ostatnich i przepychał się niezgrabnie do tylnego rzędu, choć miejsce przeznaczone dla każdego z przywódców było zaznaczone odpowiednimi karteczkami. Robił wszystko, żeby nie stanąć obok prezydenta Andrzeja Dudy.
Początkowo nie pomagało zwracanie mu uwagi przez Davida Camerona, chorwacką prezydent Kolindę Grabar-Kitarović i innych polityków. W końcu Tusk skapitulował i ze skwaszoną miną stanął obok polskiego prezydenta. Nie próbował jednak nawet nawiązać z nim kontaktu, demonstracyjnie odwracając się w drugą stronę, ku Junckerowi.