Nie przesadzajmy z tym mitycznym paraliżem Trybunału. Jest problem z publikacją wyroków zapadłych od marca, ale on zostanie rozwiązany wraz z wejściem w życie nowej ustawy. Wracając natomiast do Komisji Weneckiej to jest ona rzeczywiście jakimś instrumentem nacisku. Dlatego też środowiska chcące ten nacisk na Polskę wywierać, używają tego środka. Komisja Europejska posługuje się tymi opiniami, bowiem sama nie ma kompetencji w tym zakresie. Węgrów opiniowano kilkanaście razy, my musimy się liczyć również taką samą intensywnością kontaktów z Komisją Wenecką. Z resztą, ma to swoje dobre strony, bo stwarza możliwość spokojnego tłumaczenia wielu kwestii.
Wracając jeszcze do pana prawdopodobnej dymisji. W całej sprawie pojawia się także drugi wątek związany z obywatelskim projektem zakazującym aborcji. W PiS uważany jest pan za „konia trojańskiego", gdyż nie zrobił pan nic, aby przekonać środowiska pro-life do wstrzymania się z tą inicjatywą.
W Gazecie Wyborczej przeczytałem, że ktoś ponoć ze mną rozmawiał i miałem odmówić wpływania na organizacje stojące za inicjatywą. Stanowczo dementuję tę informację. Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Z resztą uznałem, że skoro opuściłem Instytut Ordo Iuris, to powinienem szanować pozarządowy charakter i autonomię tej organizacji. Oczywiście, że sympatyzuję z tym projektem, uważam, że jest bardzo dobrze przygotowany od strony warsztatowej i bardzo dobrze pomyślany, jednak nie kiwnąłem palcem przy jego powstawaniu. Przeczytałem go dopiero po rejestracji inicjatywy i to na kanwie krytyki, która go spotykała z różnych stron. Co do czasu zgłoszenia inicjatywy, osobiście też miałem szereg wątpliwości, jednak nie oszukujmy się, na taki projekt nie ma nigdy dobrego momentu, każdy jest zły. W roku wyborczym byłby lepszy?
Skąd Pana zdaniem taki lęk w PiS przed zaostrzeniem przepisów dotyczących ochrony życia?
To na pewno zbyt duża generalizacja. PiS jest jednak w znacznej większości za ochroną życia. Z drugiej strony, presja medialna jest ogromna. Jest to temat współcześnie trudny, bo jest kluczowy dla postmodernistycznej polityki. Chociaż mówi się zawsze, że to temat zastępczy, to jednak nie jest to prawdą. Tu chodzi bezpośrednio o człowieka i jego tożsamość. Jeśli uznamy, że człowieka na pewnym etapie rozwojowym można bezkarnie zabijać, to konstatacja ta ma fundamentalne znaczenie dla całokształtu relacji międzyludzkich. Funkcjonuje też dużo utrwalonych, obiegowych, emocjonalnych i nieracjonalnych nieprawd. Jak można racjonalnie bronić rozwiązań prawnych, które gwałciciela lepiej traktują niż niewinne dziecko, które poczęło się w wyniku przestępstwa i z tego względu ma zostać pokawałkowane? Albo jak można traktować aborcję jako element terapii matki - matkę zawsze należy ratować, również dlatego, że jest ona gwarantem życia dziecka. Jeśli więc w wyniku ratowania matki dziecko umrze, nie mogą wynikać stąd dla lekarza sankcje - to zwykły stan wyższej konieczności. Ale to nie jest to samo, co bezpośredni zamach na życie dziecka, którego związek z ratowaniem zdrowia lub życia matki może być iluzoryczny. O karygodnej dyskryminacji dzieci chorych albo raczej o chorobę podejrzewanych, nie będę nawet już wspominał. Polacy muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcą budować swoją Ojczyznę na spuściźnie Jana Pawła II, czy na dorobku stalinowskiej prokurator Heleny Wolińskiej, której główne tezy doktoratu wciąż obowiązują w polskim prawie