Krążący w sieci film, pokazujący leżącego w brytyjskim szpitalu Polaka po zawale, skazanego w praktyce na śmierć głodową przez tamtejszy system, jest wstrząsający. Nie mamy do czynienia z kimś kompletnie nieprzytomnym, w stanie wegetatywnym. Mężczyzna ma otwarte oczy, żywą mimikę, na jego twarzy widać cierpienie i strach. Widać emocje.
Nie wchodząc w meandry prawne sytuacji, warto uświadomić sobie, z jak barbarzyńskim wręcz postępowaniem brytyjskiego państwa mamy tu do czynienia. Nie jest to bowiem sytuacja potwierdzonej kilkoma niezależnymi ekspertyzami śmierci mózgu, gdy można względnie przekonująco argumentować na rzecz zaprzestania podtrzymywania życia – choć i tak byłaby to zawsze argumentacja słaba, jako że i w takich wypadkach zdarzało się, że ludzie się po latach wybudzali ku zdumieniu lekarzy. Tu mamy człowieka, który reaguje, patrzy dookoła, bardzo możliwe, że jest świadomy tego, co się wokół niego dzieje.
Po drugiej stronie zaś stoją urzędnicy, którzy uznali, że lepiej wiedzą, czego chce leżący w szpitalu człowiek. Mało tego – metodą na odebranie mu życia jest odcięcie od pokarmu i wody. Naprawdę trudno uciec od bardzo już nieciekawych skojarzeń, gdy przypomnieć sobie, kto takie metody zabijania z lubością stosował. Straszne jest, że brytyjskie państwo, nie tylko zresztą w tej sprawie – by wspomnieć Alfiego Evansa – z niepojętym uporem zabrania ratowania życia człowieka tym, którzy to życie chcą ratować.
Za wszystkimi podobnymi przypadkami i regulacjami prawnymi stoi jedno założenie, którego nie da się obronić: że ci, którzy są po tej stronie, wiedzą lepiej, czego życzy sobie osoba, która znajdzie się po tamtej – po stronie pogrążenia się w świecie bezruchu i często pozornej nieświadomości. A tego nikt nigdy wiedział nie będzie. Roztropność nakazywałaby, że komuś takiemu musimy dać szansę, choćby trwało to lata, na wyrażenie swojej woli samemu.
Jest wystarczająco wiele relacji ludzi, którzy wybudzili się ze stanu uznawanego za beznadziejny, by opowiedzieć, że słyszeli, widzieli, rozumieli, co działo się wokół nich. Nie znam ani jednej takiej opowieści, której autor oznajmiłby, że wolał umrzeć.