W wyniku katastrofy, do której doszło w 2011 roku w efekcie silnego trzęsienia ziemi u wybrzeży wyspy Honsiu, z reaktora wyciekło ponad 600 ton radioaktywnego paliwa.
Po katastrofie większość personelu elektrowni ewakuowano. Kontrolą stanu zniszczeń i możliwymi naprawami zajęły się wówczas ekipy ochotników. Początkowo było ich 50 (stąd nazwa Fukushima 50), ale szybko ta liczba wzrosła.
Dziś, 6 lat po katastrofie, w elektrowni wciąż są miejsca, w których przebywanie jest niebezpieczne dla człowieka.
Firma Tokyo Electric Power zdecydowała więc, że zbadaniem tych miejsc i ostatnimi porządkami w elektrowni zajmą się roboty. Były już wykorzystywane - w lipcu tego roku wykryły obecność radioaktywnego paliwa w zalanej części elektrowni.
Eksperci szacują, że doprowadzenie do sytuacji, w której Fukushima okaże się miejscem bezpiecznym dla człowieka, może zająć 40 lat i kosztować prawie 70 miliardów dolarów.