Było. Zawsze musimy obiecywać, a potem krok po kroku pokazywać, co się udało zrobić.
Praktyka amerykańska uczy nas, że pierwsze cztery lata kadencji prezydenta to jest przymilanie się. Druga kadencja jest ostatnią i wtedy możemy najwięcej działać. Poza tym przez pierwszy rok powinniśmy podejmować najtrudniejsze decyzje, żeby przez kolejne trzy lata nam społeczeństwo wybaczyło.
Muszę mieć liderów, którzy przed kamerami będą w stanie powiedzieć: jest tak i tak, a teraz powiem wam, jak możemy to zrobić wspólnie.
[b]Jak ważny jest charyzmatyczny lider? Lepiej, gdy jest jeden czy może kilku jak w Platformie Obywatelskiej zakładanej przez „trzech tenorów”? [/b]
Właśnie doświadczenie Platformy uczy: „Pamiętaj, młody polityku, bierz wszystko w swoje ręce” – musi być jeden lider. Król jest tylko jeden.
Na początku poprosiłbym o tylu liderów, ile jest województw. Dlaczego? Dany lider musi się utożsamiać z regionem i grupą społeczną. A potem, w imię dobrego PR i strategii, wszyscy liderzy oddaliby swoją część suwerenności dla tego jednego.
To także widać w PO, również w PiS. Proszę spojrzeć na SLD, gdzie brakuje silnego lidera. Partia się rozłazi.
[b]Jak się wybiera tego najważniejszego? Jakie musi mieć cechy?[/b]
Musi mieć poparcie w terenie. To jest brzydka prawda o liderze. Nie wybieramy go przez pryzmat charyzmatyczności, ale tego, że ma wszędzie macki – w Zegrzu, Białymstoku czy Wrocławiu. Ma wpływy, każdemu tę władzę dał, teraz ją odbiera. To jest najbrzydsza forma polityki, ale i jej czarna magia.
Przywódca partii musi mieć doświadczenie, być medialny, raczej wysoki i szczupły, i być mężczyzną. Raczej nie kobietą – takie jest dziś społeczeństwo. Gdy to się zmieni, będę proponował kobietę.
[b]Mężczyzna samotny czy raczej mający rodzinę?[/b]
Wolałbym, aby miał ustabilizowane życie rodzinne, bo łatwiej mi go będzie wyprodukować i sprzedać. Choć oceniam, że za 15 – 20 lat to się zmieni.
Do tego powinien mieć współmałżonkę, która będzie postacią medialną, którą będzie mógł – powiem brzydko – wykorzystać np. do kampanii wyborczej.
Sam mężczyzna, lider w polityce, nie istnieje. Rodzina to również dzieci. Kandydat musi być gotowy do tego, bym się dowiedział o nim wszystkiego, poznał tajniki życia rodzinnego.
Ktoś, kto chce zbudować partię, musi się liczyć z oddaniem siebie. Zanim się zacznie praca nad kandydatem, odbywamy dziesiątki rozmów, pytamy o tysiące spraw, obserwujemy go. Musimy bardzo dobrze się poznać, by nadawać na tych samych falach.
Czasami nie podejmuję się jakiegoś zadania, bo nie odpowiada mi wizja patrzenia na świat danego kandydata i nie będę mógł mu doradzić.
Największe zagrożenie ma się we własnej partii – tajemnicą poliszynela jest, że więcej donosów tworzą kandydaci własnej partii niż konkurenci polityczni.
Dlatego sam lider i jego dzieci, a także małżonek muszą być sprawdzani.
Posiłkujemy się zawodowcami, którzy sprawdzają naszego kandydata, co robił w ciągu 15 – 20 ostatnich lat.
[b]Wynajmujecie detektywów, żeby sprawdzać własnego kandydata?[/b]
Detektywa albo osobę ze służb specjalnych. To, co mówi kandydat, to jedno. To jego prawda. A ja muszę znać prawdę obiektywną, by jak najrzadziej być zaskakiwanym. Muszę być pewny co do jego przeszłości. Odpowiadam za to.
[b]W jakim stopniu skandal może dziś pomóc politykowi?[/b]
To zależy od tego, ile dany kandydat ma lat, z jakiej jest strony politycznej i co mówił wcześniej. Dobre skandale i dobrze przygotowane pomagają zaistnieć.
Pytanie, co jest dziś skandalem i do jakiej grupy odbiorców chcemy się odwołać. Przykład senatora Piesiewicza, moralisty,
którego przyłapano w sukience wciągającego proszek, pokazuje, że skandal może zabić.
Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, byłemu politykowi ZChN, późniejszemu premierowi z PiS, wytknięto podwójną moralność, kiedy rzucił żonę i dzieci i zamieszkał z kochanką. A jednak nadal jest cennym politykiem...
Gdyby chciał zostać posłem czy senatorem, np. z liberalnej Platformy, to mu nie zaszkodzi. Dlaczego? Ze względu na zbudowaną w czasach premierostwa medialność, luz, otwartość. Ale na prezydenta RP nie ma szans.
[b]Polityk musi umieć sprzedawać samego siebie i swoją rodzinę. To dlaczego premierowi Donaldowi Tuskowi wytknięto wigilijną sesję w „Gali”?[/b]
Taka Wigilia u premiera to dobry ruch, gdyby tygodnik pojawił się na trzy dni przed Wigilią, a nie aż tydzień. To dało podstawy do żartów, że u premiera Wigilia jest już 17 grudnia. Moim zdaniem należało dograć tak terminy, by pismo ukazało się w kiosku nieco później.
[ramka]
[b]Sebastian Drobczyński[/b], ma 34 lata. Praktyk marketingu politycznego i wykładowca akademicki.
Od 1997 roku czynnie uczestniczy w przygotowaniu i prowadzeniu zwycięskich kampanii wyborczych, m.in. jako szef sztabu, rzecznik prasowy, doradca polityczny.
Od dziesięciu lat opracowuje i prowadzi szkolenia m.in. z zakresu: autoprezentacji, komunikacji, kształtowania wizerunku, czarnego PR, media relations, marketingu politycznego, wywierania wpływu.
Twórca wielu kampanii wyborczych. Specjalizuje się w kampaniach wyborczych, kreowaniu wizerunku osób i instytucji, psychologii wywierania wpływu.
Współredaktor książki „Rola wyborów w procesie kształtowania się społeczeństwa obywatelskiego w Polsce”. [/ramka]