Nie uzasadnia tego w żadnym przypadku powoływanie się na liczbę członków Związku Wypędzonych, których mają być podobno 2 miliony. Inne źródła mówią o liczbie czterokrotnie mniejszej. Ilu ich jest, nie wie nikt i nie sposób tego ustalić. Ja sam zaliczam się do grona przesiedlonych, ale nie chcę, aby reprezentowała mnie Erika Steinbach. Tak myśli prawdopodobnie większość wypędzonych i ich potomków. Szefowa Związku Wypędzonych ma jednak poparcie określonych gremiów w CSU i CDU, co umożliwia jej wywieranie presji politycznej. Odpowiedzialność za to spada na przewodniczącą CDU.
[b]Czy taktycznego błędu nie popełnił szef dyplomacji Guido Westerwelle (FDP), występując w Warszawie przeciwko Steinbach, czym naraził się na oskarżenia kręgów konserwatywnych, że reprezentuje interesy Polski?[/b]
Nie. Sprzeciwił się Steinbach w taki sam sposób, jak to czyniła wcześniej SPD jako partner koalicyjny CDU/CSU. Takie było zawsze stanowisko większości w Bundestagu i większości społeczeństwa. Teraz to Bundestag, a nie rząd wybierać będzie członków rady fundacji spośród kandydatów poszczególnych instytucji i organizacji politycznych i społecznych. Jeszcze nie wiadomo, czy nastąpi to w formie nowelizacji ustawy dotyczącej wyłącznie spraw związanych z powoływaniem członków rady. Nie wyobrażam sobie rozpoczęcia nowej dyskusji na temat całego projektu. Wszystko zależy od FDP.
[b]Jak ocenia pan zachowanie Polski w całej sprawie? Reakcje są od pewnego czasu bardzo wstrzemięźliwe.[/b]
Uważam, że to właściwa postawa. Nie kryłem w przeszłości swej opinii, że postrzeganie Eriki Steinbach w Polsce jako ważnej osobowości politycznej przyczyniło się do zwiększenia jej znaczenia w Niemczech. Dlatego ostatnie reakcje Warszawy oceniam pozytywnie. Polskie społeczeństwo tak jak niemieckie ma jednak prawo do krytycznej obserwacji działań fundacji. Polacy mogą uczestniczyć w niemieckiej debacie, która także ich dotyczy.