[b]Rz: „Za podporządkowanie kreacji potrzebom sprzedaży” głosił m.in. werdykt jury przyznającego panu tytuł „Designer Roku 2009”. To jedno z określeń, przed którymi artyści zwykle się bronią?[/b]
[b]Andrzej Śmiałek:[/b] I ja, i ludzie w moim zespole, choć kończyliśmy akademie, artystami się nie czujemy. Artysta tworzy, a później ludzie albo to kupią, albo nie. W naszym przypadku nie jest tak, że mamy wizję np. stołu i szukamy producenta, który ją kupi. Jesteśmy rzemieślnikami działającymi na zlecenie. Adresatem naszej pracy jest przedsiębiorca i jego przemysł. A jej trudność polega na tym, żeby cel, jakim u przedsiębiorcy jest po prostu zysk, zamienić na oczekiwania klienta. Mało tu miejsca na swobodną kreację.
[b]Ale przecież przedsiębiorca nie mówi wam, jak czajnik ma wyglądać, tylko że to ma być czajnik.[/b]
Nadal bywa, niestety, tak, że przedsiębiorca przychodzi już z jakimś rozwiązaniem, a projektant ma to tylko ubrać w estetykę. Na szczęście nasza rola się zmienia. Pracujemy w zespołach. Wspólnie z przedsiębiorcą definiujemy ideę, potrzebę, ale reszta jest w naszych rękach. W zespołach zatrudnieni są nie tylko projektanci, konstruktorzy i technologowie, ale też psychologowie rozpoznający oczekiwania klientów. Tak powstaje dobry produkt – gdy umiemy spojrzeć na niego i na świat również oczyma np. ekspedientki czy pana odśnieżającego ulice.
[b]Dlatego zelmerowski czajnik, o którym powiedział pan, że w ogóle nie jest sexy, sprzedaje się świetnie? [/b]