– Gdybym mógł wskazać archetyp dobrego Polaka, człowieka, który jest patriotą idealnym, powiedziałbym bez wahania: Kaczorowski. On uosabia swoją osobą wszystko, co było najlepsze w naszym narodzie. Godny, z wielkim poczuciem obowiązku. Jak go kiedyś zabraknie, będzie to koniec pewnej epoki. Trudno mi wyobrazić sobie, kto mógłby go zastąpić. Nie ma takiej osoby – mówił mi kilka dni temu w Londynie Zbigniew Siemaszko, znany emigracyjny historyk, przyjaciel ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie.
Gdy w sobotę na liście osób obecnych na pokładzie rozbitego prezydenckiego samolotu zobaczyłem jego nazwisko, natychmiast przypomniała mi się ta rozmowa. Zadzwoniłem do Siemaszki. – Ja też od razu o tym pomyślałem. I podtrzymuję to, co powiedziałem. Kaczorowski był ostatnim z polskich wielkich patriotów, ostatnią postacią takiego formatu, jaką uformowała II Rzeczpospolita – powiedział historyk. – Dowód? Znam tylko trzy osoby, które pod śledztwem w NKWD się nie załamały i nie podpisywały zeznań. Jedną z nich był właśnie Kaczorowski. Za to dostał wyrok śmierci.
Kaczorowskiemu (ur. 1919), który został aresztowany w 1940 roku za organizowanie podziemnego harcerstwa, wyrok śmierci Sowieci ostatecznie zamienili na dziesięć lat łagrów. Wychodziło jednak na jedno. Miał trafić na Kołymę, z której nikt żywy nie wracał. Życie uratował mu pakt Sikorski-Majski. Po amnestii wyszedł z łagru i dołączył do armii Andersa.