Może to mój głos zdecydował

Rozmowa z Natalią Gorbaniewską.

Aktualizacja: 19.11.2015 12:21 Publikacja: 12.11.2005 00:01

Może to mój głos zdecydował

Foto: Fotorzepa, Jakub Ostałowski

W grudniu 1975 roku pozbawiono panią obywatelstwa radzieckiego i zmuszono do emigracji. Z jakim dokumentem opuszczała pani Związek Radziecki?

Natalia Gorbaniewska: Wyjechałam z Moskwy do Wiednia z wizą wyjazdową do Izraela. Z Wiednia już w 1976 roku przyjechałam do Paryża, gdzie dostałam status uchodźcy politycznego i związany z tym "dokument podróży". Żyłam z nim aż do tego roku.

A teraz ma pani paszport Rzeczypospolitej Polskiej. Jak do tego doszło?

O polskim obywatelstwie myślałam od dość dawna, jest o tym mowa w moim wywiadzie sprzed kilku lat dla "Moskiewskich Nowosti". Rozmawiałam też o tym z polskimi przyjaciółmi. Mirek Chojecki dał mi nawet spis niezbędnych dokumentów, które należy załączyć do podania. Ale wrodzone lenistwo sprawiło, że przez kilka lat jakoś nie mogłam się do tego zabrać. W ubiegłym roku, na bankiecie po wręczeniu Nagrody im. Giedroycia, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Grzegorz Gauden przedstawił mnie prezydentowi Kwaśniewskiemu, który, gdy usłyszał moje nazwisko, powiedział coś w rodzaju: "Ach tak, oczywiście, wiem... ". I wtedy, niespodziewanie dla samej siebie - zwykle przydarza mi się raczej esprit d'escalier - powiedziałam: "Mam do pana prośbę". Wyglądało na to, że Kwaśniewski bardzo się ucieszył (w chwili rozmowy, jak się okazało, filmowała nas i pokazała potem telewizja). "Jaką? " - spytał. Ja na to: "Chciałabym mieć polskie obywatelstwo". "No to w czym problem? - odpowiada prezydent. - Proszę do mnie napisać."

Napisała pani do prezydenta?

Tak, po powrocie do Paryża napisałam list i w tym samym czasie spotkałam się ze starym znajomym - jeszcze z krakowskiej Konferencji Praw Człowieka w 1988 r. - Andrzejem Tarnawskim, polskim konsulem do spraw prawnych. Otóż on mi powiedział: "Nie, to wszystko załatwia się inaczej. Trzeba zgromadzić określone dokumenty". "No, ale czy list w czymś przeszkadza?" - zapytałam. Nie, mówi, nie przeszkadza. I w grudniu ubiegłego roku, kiedy mój list za pośrednictwem Jerzego Pomianowskiego dotarł do prezydenta, dokumenty miałam już przygotowane. Tymczasem z Kancelarii Prezydenta dzwonią do Tarnawskiego: "Czy mówi coś panu nazwisko Gorbaniewska " - "Mówi, mówi. Od 16 lat mówi...". Potem wszystko poszło zgodnie z powolną procedurą. W ostatniej chwili sprawę nieco popchnięto - Chojecki poprosił o to Barbarę Labudę - i 26 kwietnia tego roku dostałam polskie obywatelstwo, a w lipcu paszport i od razu z tym paszportem poleciałam do Warszawy na konferencję Studium Europy Wschodniej UW.

Od tej pory byłam jeszcze raz w Warszawie, potem z tym samym paszportem w Moskwie i teraz znowu przyjeżdżam do Warszawy, a wkrótce ponownie wybieram się do Moskwy. Z dokumentami uchodźcy od 1997 roku nie mogłam jeździć do Rosji, nie puszczali mnie Francuzi.

Jak czuje się poetka rosyjska z polskim paszportem?

Poetką rosyjską byłam z paszportem sowieckim, potem z uchodźczym, teraz z polskim. Jakie to ma znaczenie?

Brała już pani udział w głosowaniu? Wybierała pani posłów do Sejmu i prezydenta?

W czasie wyborów parlamentarnych byłam akurat w Moskwie i tam głosowałam. W wyborach prezydenckich dwukrotnie uczestniczyłam w Paryżu. I nie tylko w stu procentach spełniłam obowiązek obywatelski, ale, jak się okazało, głosowałam na zwycięzców: na Prawo i Sprawiedliwość i na Lecha Kaczyńskiego. Może to mój głos zdecydował?

Czy pani rodacy, Rosjanie, nie odnieśli się do pani decyzji o przyjęciu polskiego obywatelstwa niechętnie albo kwaśno?

Moi rosyjscy przyjaciele - zarówno paryscy, jak i ci, co mieszkają w Rosji -bardzo się ucieszyli. Co do rodaków w ogóle, to nie wiem. Ale już tylu Rosjan mieszka na całym świecie z obcymi paszportami, że wątpię, czy ktokolwiek przyjmie to niechętnie, chyba że tzw. patrioci. Ale to margines.

Czy łączą panią jakieś rodzinne związki z Polską? Czy tylko intelektualne i przyjacielskie?

Wszyscy mnie zawsze pytali: "Pewnie ma pani polskich przodków?". Nie, żadnych polskich przodków nie mam. Moje nazwisko, chociaż rosyjskie, pochodzi z Ukrainy, jest tam cudowna ikona Matki Boskiej Gorbaniewskiej. Za to od 1982 roku mam polskiego potomka. Mój wnuk Artur jest na pół Rosjaninem z domieszką krwi żydowskiej, w ćwierci Polakiem i w ćwierci Gruzinem. Jego babcia - łączniczka AK odsiedziała swoje dziesięć lat na Kołymie, po odbyciu wyroku wyszła za mąż za Gruzina, też byłego skazańca, a potem przywiozła go do Polski. Mama Artura i jej siostra urodziły się na Kołymie. A więc troje spośród czworga babć i dziadków Artura ma za sobą sowieckie więzienie. I to jest, jak sądzę, ważniejsze niż rachunek procentów krwi. Wnuka widuję regularnie: kiedy ja przyjeżdżam do Polski i kiedy on przyjeżdża do ojca, mojego starszego syna, do Paryża.

Ale, oczywiście, intelektualne i przyjacielskie związki z Polską narodziły się dużo wcześniej i to one ukształtowały mój stosunek do Polski.

Pani rodzina jest rozproszona po świecie?

Mam dwóch synów - Jarosław urodził się w 1961 roku, Josif w 1968 - i czworo wnuków. Starszy syn ma dwóch synów, młodszy - dwie córki. Starsi wnuk i wnuczka urodzili się z dala od ojców, ale widują się z nimi. Wnuczka z Moskwy już drugi rok z kolei przyjechała latem na wakacje do ojca, który mieszka z żoną i młodszą córką na francuskiej prowincji, w Périgord Noir, na skraju lasu. A starszy wnuk przyjeżdża do nas co roku, już od dawna. Z synowymi - mam na myśli nie tylko te formalne, ale wszystkie cztery matki moich wnuków - mam świetne stosunki. Kocham je wszystkie - i rosyjską Dusię, córkę mojego przyjaciela z młodości, wspaniałego poety Stanisława Krasowickiego, i Polkę Danutę, urodzoną na Kołymie, i obie Francuzki - Marie i Elsę. Elsa na dodatek jest jeszcze pół Hiszpanką, jej matka urodziła się w rodzinie hiszpańskich uchodźców.

Wiktor Woroszylski ułożył antologię "Moi Moskale". Gdyby pani miała wydać antologię "Moi Polacy", kto by się w niej znalazł?

Tłumaczyłam wielu polskich poetów - jeśli zacznę teraz wymieniać, na pewno o kimś zapomnę. Dlatego wymienię tylko kilku najważniejszych. Przede wszystkim sam Wiktor Woroszylski, ale on tłumaczył mnie więcej i lepiej. Czesław Miłosz - jego tłumaczyłam dużo, moim głównym osiągnięciem pozostaje przekład "Traktatu poetyckiego". Zbigniew Herbert - chociaż tłumaczyłam go całkiem niewiele, Stanisław Barańczak (przetłumaczył jeden mój wiersz - tylko jeden, ale za to jak!). Jarosław Marek Rymkiewicz. Jacek Kaczmarski. Krzysztof Kamil Baczyński, zaledwie jeden wiersz, ale to był mój pierwszy udany przekład polskiej poezji. I - last but not least - Cyprian Kamil Norwid.

Z jakimi polskimi pismami czy instytucjami kulturalnymi czuje się pani najbardziej związana?

Z "Nową Polszą", rzecz jasna. Jestem członkiem redakcji i kolegium redakcyjnego tego pisma - tłumaczę, sama piszę i redaguję cudze teksty i przekłady. Z "Kartą", którą znam jeszcze z czasów, gdy ukazywała się w podziemiu, a teraz kontynuuję związki z Ośrodkiem Karta, tak jak w Rosji z "Memoriałem". Polskich gazet nie czytam, z wyjątkiem "Plusa Minusa" raz na tydzień, dzięki temu, że mi przysyłacie, za co jestem bardzo wdzięczna.

Chciałam wrócić na chwilę do przeszłości. Do tej ósemki protestujących w 1968 roku na placu Czerwonym przeciwko inwazji na Czechosłowację. Wiem, że Wiktor Fajnberg, tak jak pani, został poddany przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu. Łarisa Bogoraz, Paweł Litwinow, Wadim Delone, Konstantin Babicki i Władimir Driemluga dostali kilkuletnie wyroki. Kto z nich żyje do dziś? Jak się potoczyły ich dalsze losy?

Poza mną żyją jeszcze cztery osoby: Wiktor Fajnberg - mieszka w Paryżu, zajmuje się walką przeciw wojnie w Czeczenii i pomocą dla czeczeńskich uchodźców, łączy nas tkliwa przyjaźń. Troje mieszka w Ameryce: Tatiana Bajewa, Paweł Litwinow i Władimir Driemluga - o nich nic teraz nie wiem.

Czy spisała pani swoje wspomnienia z psychuszki, czy wolała pani więcej do tego nie wracać?

Chciałam na zawsze zapomnieć, ale kiedy tylko znalazłam się na Zachodzie, trzeba było sobie przypomnieć, bo trzeba było bronić tych, którzy nadal siedzieli w więzieniach psychiatrycznych. Nawiasem mówiąc, udzieliłam wtedy dużego wywiadu Polakom z Radia France Internationale w Paryżu, w podziemiu wydano go na kasecie, na drugiej kasecie był mój wywiad o naszym samizdacie. I teraz też czasami trzeba to sobie przypominać na potrzeby jakichś ważnych wywiadów. Ale robię to bardzo niechętnie.

Znów jeździ pani ostatnio do Rosji. Jak się tam pani czuje?

Po ośmiu i pół roku przerwy byłam w Moskwie na przełomie września i października tego roku. Brałam udział w 4 Międzynarodowym Biennale Poetów, oprócz tego miałam tam pięć swoich wieczorów autorskich. Czułam się wspaniale. Byłam otoczona taką miłością, że nawet pozwalałam sobie wpadać w swego rodzaju nieprzyzwoite samouwielbienie, z którego po powrocie do Paryża próbuję się wyleczyć.

 

W grudniu 1975 roku pozbawiono panią obywatelstwa radzieckiego i zmuszono do emigracji. Z jakim dokumentem opuszczała pani Związek Radziecki?

Natalia Gorbaniewska: Wyjechałam z Moskwy do Wiednia z wizą wyjazdową do Izraela. Z Wiednia już w 1976 roku przyjechałam do Paryża, gdzie dostałam status uchodźcy politycznego i związany z tym "dokument podróży". Żyłam z nim aż do tego roku.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki