Poszkodowani mieszkali na ostatnim piętrze budynku. – Ogień rozprzestrzenił się bardzo szybko, całkowicie odciął im drogę ucieczki. Zapalił się też dach nad mieszkaniem – opowiada rzecznik komendanta głównego Straży Pożarnej Paweł Frątczak. Rodzina musiała skakać na ustawioną pod blokiem poduszkę powietrzną.
Największe obrażenia wewnętrzne odniósł mężczyzna. Jak dowiedziała się „Rz”, ich przyczyną była słabo napompowana poduszka. Z relacji świadków wynika, że musieli ją naciągać sąsiedzi, by zamortyzować skok.
Stan matki i jednego dziecka jest dobry. Drugie – jak twierdzą sąsiedzi – może mieć poparzone nawet 50 proc. ciała.
Z ogniem zmagało się dziewięć jednostek straży pożarnej. Z bloku ewakuowano pozostałych mieszkańców. Miasto podstawiło dla nich autokar, w którym czekali ok. dwóch godzin na ugaszenie ognia i sprawdzenie budynku przez ekspertów. Na razie nie wiadomo, jaka była przyczyna pożaru, ale prawdopodobnie zapaliły się chińskie lampki choinkowe.
– Dlatego apeluję, by nie zostawiać włączonych lampek, gdy wychodzimy z domu lub idziemy spać – apeluje Paweł Frątczak.