W końcu jakiś młody człowiek zatrzymał auto. – Jako sanitariuszka w czasie powstania warszawskiego pomogłam wielu osobom. A teraz ktoś pomógł mnie – uśmiecha się.
Pani Mirosława po południu trafiła do izby przyjęć Szpitala Praskiego. – Do godz. 18 przyjęliśmy ponad 50 osób ze złamaniami i zwichnięciami – mówi wicedyrektor placówki Władysław Borowski. – To dwa razy więcej niż w zwykły dzień, a przed nami jeszcze cała noc. Spokojna to ona raczej nie będzie – wzdycha.
Podobnie było w innych lecznicach. – Liczba pacjentów wzrosła. Kataklizmu nie ma, ale lekarze mają pełne ręce roboty – potwierdza Jan Siwik z Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Bielańskim.
Po mieście jeździły 44 karetki. Najwięcej wyjazdów było w godz. 14 – 16. – Wtedy obroty wzrosły najbardziej – żartuje Marek Niemirski z Pogotowia Ratunkowego. – A przecież przewiezione przez nas połamane osoby to tylko część poszkodowanych. Ci z mniej poważnymi urazami docierali do szpitali na własną rękę.
O godz. 18.15 ZOM po raz drugi rzucił do akcji 150 solarek. Pojazdy posypywały wszystkie ulice, którymi kursuje komunikacja miejska.– Obserwujemy solarki dzięki kamerom monitoringu i nadajnikom GPS. Całe miasto jest właśnie posypywane solą – mówi rzeczniczka ZOM Iwona Fryczyńska.
Na szczęście fatalna pogoda nie przełożyła się na liczbę kraks drogowych. Do godz. 21 stołeczna drogówka zanotowała 56 kolizji i dziesięć wypadków. – Statystycznie nie jest to żaden rekordowy wynik. Tej zimy zdarzały nam się już bardziej gorące niedziele – mówi rzecznik stołecznej policji Marcin Szyndler.