W ubiegłym tygodniu, po zakończeniu negocjacji z ratuszem, Kerez pojechał do domu zadowolony. W rozmowie z „Rz” nie krył radości: – Najważniejsze warunki umowy zostały uzgodnione. Jestem z tego powodu szalenie zadowolony.
Przyznał, że udało mu się wynegocjować m.in. wysokość wynagrodzenia. – W tych negocjacjach miasto było zbyt miękkie – oceniał wczoraj nasz informator. – Szwajcar spuścił z ceny za mało. A członkowie komisji negocjacyjnej twierdzą, że wynagrodzenie Kereza pozostaje kwestią otwartą. Zaproponowaną przez architekta kwotę ma dziś ocenić prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. I może nie dać na nią zgody.
– Do wtorkowego posiedzenia zarządu miasta cena będzie tajemnicą. Ale jeśli będzie wyższa niż 23 mln zł, na zmianę wartości kontraktu będzie musiała też dać zgodę Rada Warszawy – mówi rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk. 23 mln zł to kwota zarezerwowana dla projektanta w tegorocznym budżecie. A Kerez na starcie negocjacji zażyczył sobie blisko dwukrotnie więcej. Potem ponoć udało się zejść do nieco ponad 20 mln zł. Ile w końcu dostanie? Z Kerezem nie udało nam się wczoraj skontaktować. W jego pracowni usłyszeliśmy, że architekt egzaminuje studentów Politechniki w Zurychu.
Wiceprezydent miasta Jacek Wojciechowicz przyznał, że negocjatorzy nie do końca spełnili swoje zadanie. – Pozostały rozbieżności co do wynagrodzenia, które musi teraz rozstrzygnąć prezydent – stwierdza. Wynagrodzenie projektanta nie jest wyłącznie pensją Christiana Kereza. Opłaci z niej swoich współpracowników. A – jak mówi – zamierza skorzystać z kilku biur w Polsce.
Niezależnie od kwoty nasi rozmówcy są zgodni: będzie to największy kontrakt w stolicy w tego typu inwestycjach. Finowie – Rainer Mahlamaki i Ilmar Lahdelma – projektujący Muzeum Historii Żydów Polskich dostaną kilkakrotnie mniej.