– Jesteśmy za pełną jawnością akt osób pełniących funkcje publiczne – zapewnia Sebastian Karpiniuk, poseł Platformy Obywatelskiej, który w poprzedniej kadencji Sejmu był wiceszefem nadzwyczajnej komisji zajmującej się prezydenckim projektem lustracji.
Wtóruje mu Julia Pitera, minister w Kancelarii Premiera: – Z całą pewnością wrócimy do tej sprawy, zwłaszcza że wciąż używa się lustracji do politycznej walki. I tak będzie, póki akta specsłużb w IPN nie zostaną udostępnione.
Politycy przyznają, że po zakwestionowaniu przez Trybunał Konstytucyjny dużej części przepisów ustawy proces lustracji jest niespójny. Niektóre osoby muszą składać po kilka oświadczeń lustracyjnych. – Ja sama w zeszłym roku złożyłam je jako kandydat na prezesa NIK, jako poseł, potem jako minister... To denerwujące, przecież od czasu pierwszej deklaracji nic się nie zmieniło! – mówi minister Pitera.
Lustracja ma wpływ na rząd Donalda Tuska. Obecny szef doradców premiera Michał Boni przyznał się do współpracy ze specsłużbami PRL. Spekulowano, że dlatego nie otrzymał teki ministra pracy. Premier ogłosił, że kto zatai „problem lustracyjny”, będzie musiał odejść. Odeszło już kilkoro wiceministrów. A Jarosław Gowin, wiceszef Klubu PO, ujawnił, że powodem większości tych dymisji były względy lustracyjne.
– Tym bardziej musimy udostępnić akta. Gdy ktoś rekomenduje daną osobę na stanowisko ze świadomością, że mogą być z nią kłopoty lustracyjne, bierze na siebie odpowiedzialność – zaznacza Pitera.